Gdyby Ameryka była kobietą, wybory już byłyby rozstrzygnięte. Jak wynika z sondaży, Kamala Harris wyraźnie prowadzi wśród damskiej części wyborców, podobnie jak Donald Trump wśród panów. Ta wyborcza różnica płci to jednak nie tylko kwestia sympatii wobec kandydatów, ale też - a może przede wszystkim - widoczna różnica postaw. I to ona może zaważyć na tym, jaki wynik usłyszymy po wyborczym wtorku 5 listopada.
Podczas gdy światowe media przemierzają drogi Pensylwanii zastanawiając się, ilu wyborców uda się zmobilizować kandydatom w tym i innych tzw. stanach kluczowych, sondaże i analitycy zwracają uwagę na inny czynnik, który może rozstrzygnąć wynik tych wyborów. Płeć. Tu wyraźnie widać bowiem podział sympatii dla obojga głównych kandydatów. I to głos kobiet może być tym rozstrzygającym. "Polityczna różnica płci odzwierciedla dekadę społecznych wstrząsów i może pomóc rozstrzygnąć wybory w USA" - podkreśla w jednej z ostatnich analiz BBC.
Kandydatka demokratów zdobyła nominację prezydencką od jednej z głównych partii, jako druga kobieta w historii USA. I walczy jak równa z równym z bardzo wyrazistym kandydatem republikanów. - Dla milionów Amerykanek Kamala Harris jest kandydatką Partii Demokratycznej, ale także jednoosobową "narodową partią kobiet", walczącą o ich prawa, mniejsze teraz niż kiedyś - podkreślał w poniedziałkowych "Faktach" TVN Piotr Kraśko z Waszyngtonu. Czy kobiecy głos rzeczywiście przeważy?
Nie tylko "bezdzietne kociary"
Jak wynika z najnowszego badania instytutu YouGov dla stacji CBS News 50 proc. prawdopodobnych wyborców obu płci chce oddać swój głos na Kamalę Harris, a 49 proc. na Donalda Trumpa. Gdyby jednak głos miały tylko kobiety, oddałyby go na Harris już większością 55 proc. Głosowanie na Trumpa deklaruje zdecydowanie mniej, bo 43 proc. pań. To niemal zupełnie odwrotnie, niż w przypadku panów, gdzie kandydata republikanów popiera 54 proc., a demokratkę 45 proc. badanych.
- To niesamowite, jak podobne hasła dotyczące praw kobiet słyszy się w Ameryce dzisiaj i słyszało się w Polsce przed wyborami rok temu. Jak często się powtarza, że to kobiety zdecydują o wyniku tych wyborów - zauważa Piotr Kraśko. - A jeżeli tak, jest to szansa dla Kamali Harris, bo od 40 lat we wszystkich kolejnych wyborach w Ameryce głosuje więcej kobiet niż mężczyzn, i to sporo więcej - dodaje przyglądający się ostatniej fazie kampanii w Waszyngtonie dziennikarz "Faktów" TVN.
Nic dziwnego, że kolejnym "polem bitwy", po stanach kluczowych, stała się próba mobilizacji wyborczyń. Bo to zdecydowanie mocniejsza grupa niż wykpiwane przez JD Vance'a "bezdzietne kociary".
Szczegółowo pokazuje to sondaż Ipsos dla ABC News. Gdyby np. brać pod uwagę tylko głosy Afroamerykanek, aż 93 proc. z nich poparłoby Harris, a tylko 5 proc. chciałoby głosować na Trumpa. Panie pochodzenia latynoskiego są mniej zdecydowane, ale nadal w przeważającej większości (64 proc.) popierają demokratkę. Trump może liczyć na 32 proc. ich głosów. Szanse wyrównują się, gdy bierzemy pod uwagę głosy kobiet białych - Harris wskazuje 47 proc., a Trumpa 51 proc.
Wybory 2024. Tematy ważne dla kobiet, dla panów mniej
W przypadku tych wyborów nie chodzi tylko o prostą zależność - kobiety głosują na kobietę, panowie na mężczyznę. "Różnice między kobietami i mężczyznami w tegorocznych wyborach prezydenckich to nie tylko dane w tabelkach" - podkreśla w analizie swoich badań CBS News. "To odzwierciedlenie rozbieżnych postaw wobec szerszych kwestii społecznych" - pisze.
Stacja podaje przykład: to amerykańscy mężczyźni twierdzą częściej, że promowanie równości płci w USA poszło zbyt daleko. Uważa tak 43 proc. badanych panów; odpowiedź, że promowania równości jest "akurat" udzieliło 35 proc. z nich, a że "zbyt mało" 22 proc. W przypadku pań odpowiedzi "zbyt daleko" udziela jedynie 29 proc., tyle samo stawia na "akurat", a aż 41 proc. uważa, że równouprawnienie jest promowane zbyt słabo.
Jak się łatwo domyśleć, zdecydowana większość (86 proc.) pań, które zaznaczyły ostatnią odpowiedź, chce oddać głos na Harris. Tymczasem 84 proc. panów, którym promocja równości wydaje się zbyt duża, zamierza głosować na Trumpa.
WYBORY PREZYDENCKIE W USA >>> ZOBACZ NAJNOWSZE SONDAŻE
Gdyby głównym powodem wyboru danego kandydata było podejście do aborcji, Kamala Harris miałaby zwycięstwo w kieszeni. Prawdopodobni wyborcy bez względu na płeć wskazują, i to większością aż 70 proc., że to ona jest bardziej wiarygodna w tym temacie. Donalda Trumpa przy tak postawionym "głównym czynniku" wyboru wskazuje 28 proc. badanych.
To temat szczególnie istotny dla pań, jednak znajduje się dopiero na siódmym miejscu wśród wszystkich badanych czynników. Jako ten główny wyborcy wskazują raczej ekonomię, inflację, stan demokracji, przestępczość, prawo do posiadania broni, czy granicę z Meksykiem. Aborcję postrzega w ten sposób obecnie 53 proc. badanych, niemniej waga tematu przez ostatnie tygodnie kampanii stale rosła. I dlatego Harris często sięga po ten oręż na swoich wiecach. - Macie teraz mniej praw niż wasze matki i babcie. Rozumiecie znaczenie walki o prawo kobiet do podejmowania decyzji dotyczących własnego ciała. Za to was kocham - mówiła ostatnio.
Czy Ameryka jest gotowa na kobietę?
Kamala Harris jest drugą kobietą, po Hilary Clinton, która jest tak blisko prezydenckiego fotela. Czy Ameryka, po latach gorących debat, sukcesie ruchu #metoo, jest dziś gotowa, by głosować na kobietę? Statystycznie tak - coraz więcej ankietowanych uważa, że Stany Zjednoczone są "gotowe wybrać czarnoskórą prezydentkę". W październiku tego zdania było już niemal trzy czwarte uczestników sondażu YouGov. I to zarówno pań, jak i panów. Pytanie, na ile prawdziwe są te deklaracje. "Jest rok 2024 i mało kto chce być tym niefajnym kolesiem, który powie ankieterowi wprost, że kobieta nie nadaje się do Gabinetu Owalnego" - zwraca uwagę w swojej analizie BBC. Dlatego badani wolą ostrożnie stwierdzić, że nie ma odpowiedniej "osobowości", nie jest "gotowa", albo że nie byłaby silną liderką. Tak uważa np. 56 proc. panów ankietowanych przez YouGov.
Analitycy wskazują na pracę, jaką musiała wykonać i ciągle wykonuje kandydatka demokratów. "Podczas gdy kraj od dziesięcioleci poznaje byłego prezydenta Donalda Trumpa, wielu wyborców wie stosunkowo niewiele o wiceprezydent Kamali Harris" - pisze Tatishe Nteta, prorektor wydziału nauk politycznych na Uniwersytecie Massachusetts. "W ostatnich tygodniach Harris przeszła więc do medialnego 'bombardowania', występując w kilku popularnych podcastach, czy wieczornych programach telewizyjnych. Te wysiłki mogły się opłacić, ponieważ wyborcy - szczególnie kobiety - postrzegają Harris jako kandydatkę, która jest bardziej skłonna 'walczyć o ludzi takich jak my', 'troszczy się o ludzi takich jak my', 'reprezentuje zmianę', a nawet 'chętniej poszliby z nią na drinka' - analizuje na stronie uczelni wyniki ostatnich uniwersyteckich badań.
Jak dodaje Tatishe Nteta, jeśli Harris będzie w stanie wykorzystać poparcie, jakie okazują jej kobiety w kraju, może zostać 47. prezydentem kraju i pierwszą kobietą na tym stanowisku. Amerykańscy wyborcy zdecydują o tym już za tydzień, w wyborczy wtorek 5 listopada.
Źródło: CBS, ABC
Źródło zdjęcia głównego: Shutterstock