Prezydent Rosji Władimir Putin oraz jego bliscy współpracownicy "prawdopodobnie kierują" rosyjską operacją wpływania na wybory prezydenckie w USA - podał we wtorek "Washington Post". Według dziennika powołującego się na raport amerykańskich służb, celem tych ataków ma być osłabienie pozycji kandydata Partii Demokratycznej, byłego wiceprezydenta Joe Bidena.
Według autora tekstu opublikowanego w "Washington Post" Josha Rogina, raport na ten temat miała przygotować pod koniec sierpnia amerykańska Centralna Agencja Wywiadowcza (CIA) we współpracy z Agencją Bezpieczeństwa Narodowego (NSA) oraz Federalnym Biurem Śledczym (FBI). Instytucje te miały opierać się na informacjach pozyskanych z kilkudziesięciu źródeł wywiadowczych.
Według "WaPo" analiza na temat domniemanej ingerencji Rosji w zbliżające się wybory prezydenckie w USA jest ściśle tajnym dokumentem, a dziennik uzyskał do niego dostęp dzięki dwóm źródłom zaznajomionym ze sprawą.
Raport: Putin i jego współpracownicy kierują operacją wpływania na amerykańskie wybory
"Oceniamy, że prezydent Władimir Putin i najwyżsi rangą rosyjscy oficjele są świadomi i prawdopodobnie kierują rosyjską operacją wpływu mającą na celu oczernienie byłego wiceprezydenta USA, wsparcie obecnego prezydenta i napędzanie publicznych podziałów przed wyborami w listopadzie" - ma brzmieć pierwsze zdanie raportu, które przytoczyły źródła waszyngtońskiej gazety.
Operacja ta opierać się ma w głównej mierze na rozpowszechnianiu wśród waszyngtońskich mediów, polityków i lobbystów, a także osób z otoczenia prezydenta Donalda Trumpa, materiałów szkalujących Joe Bidena. Główną rolę miał w tym procesie odgrywać ukraiński poseł Andrij Derkacz, który w ocenie amerykańskich służb pracuje dla rosyjskiego wywiadu i został we wrześniu objęty sankcjami ze względu na te związki.
Derkacz, jak podał "Washington Post", utrzymywał relacje z osobistym prawnikiem amerykańskiego prezydenta, byłym burmistrzem Nowego Jorku Rudym Giulianim. Obywaj panowie w ciągu ostatniego roku mieli spotkać się dwukrotnie - w Kijowie oraz w Nowym Jorku. W wywiadach dla mediów Giuliani tłumaczył, że nie wiedział o rosyjskich powiązaniach Ukraińca.
Ukraiński polityk i "prominentny" współpracownik Trumpa
Według dziennikarza "Washington Post", raport CIA szczegółowo opisuje działania Derkacza, który miał współpracować przy kampanii oczerniającej Joe Bidena z "prominentną" osobą z otoczenia Donalda Trumpa. Nie pada tam jednak konkretne nazwisko.
Dzięki Derkaczowi i jego współpracownikom w USA do mediów trafiły między innymi nagrania audio mające przedstawiać rozmowy Bidena z byłym prezydentem Ukrainy Petrem Poroszenką. Nagrania miały być dowodem na próby przekupstwa Poroszenki przez Bidena, choć ich treść nie potwierdzała tych zarzutów. Materiały przekazane przez Derkacza powielał także sam prezydent Trump na swoim koncie na Twitterze - wskazuje dziennik.
Raport CIA nie jest jedyną podobną oceną rosyjskich działań w sprawie amerykańskich wyborów, choć pierwszą, która mówi o domniemanej, bezpośredniej roli rosyjskiego prezydenta. Wcześniej podobne wnioski na temat celów Rosjan publicznie przedstawił dyrektor FBI Christopher Wray. Trump publicznie wyraził niezadowolenie z postawy Wraya, zarzucając mu, że nie zwraca uwagi na podobne próby ingerencji w proces wyborczy ze strony służb Iranu i Chin, które w jego ocenie sprzyjają jego konkurentowi.
Sprawa Huntera Bidena
Wśród materiałów, którymi dysponował Derkacz miały znaleźć się m.in. nagrania zawierające domniemane próby wpływania na ukraińską prokuraturę przez Joe Bidena, który w ten sposób chciał chronić swojego syna Huntera, zatrudnionego w firmie gazowej Burisma.
Działalność zawodowa 49-letniego Huntera Bidena znalazła się w centrum zainteresowania opinii publicznej w związku z dochodzeniem, jakie trzy komisje amerykańskiego Kongresu prowadziły pod koniec ubiegłego roku w sprawie możliwego wszczęcia procedury impeachmentu obecnego prezydenta USA.
Demokraci zarzucali Trumpowi, że nadużywał swojego urzędu, nalegając na władze Ukrainy, by wszczęły nowe śledztwo w sprawie Huntera Bidena w związku z jego zatrudnieniem w Burisma Holdings. W ten sposób miałby zaszkodzić swojemu - już wtedy - najpoważniejszemu rywalowi w wyborach prezydenckich. W świetle amerykańskiego prawa wyborczego zabieganie o ingerencję obcego państwa w wybory jest nielegalne.
Zdaniem amerykańskiego Departamentu Skarbu nagrania te były fałszywe i miały na celu "zdyskredytowanie amerykańskich polityków".
Rosyjska ingerencja w amerykańskie wybory
W połowie sierpnia komisja do spraw wywiadu w kontrolowanym przez republikanów Senacie opublikowała po dochodzeniu trwającym trzy i pół roku raport, w którym ogłosiła, że ingerencja Rosji w poprzednie wybory prezydenckie w USA w 2016 roku była ukierunkowana na wsparcie republikańskiego kandydata Donalda Trumpa.
Raport z założenia nie przedstawił wniosków z dochodzenia komisji ds. wywiadu dotyczących tego, czy sztab Trumpa współpracował lub porozumiewał się z Rosją, by przesądzić o wyniku wyborów, pozostawiając interpretację ustaleń odbiorcom.
W dokumencie przeanalizowane zostały sposoby wykorzystania przez Rosję mediów społecznościowych oraz innych kanałów w internecie do oddziaływania na kampanię i wynik głosowania.
Źródło: PAP, "Washington Post"