Wniosek o pozwanie NFZ w procesie o leczenie preparatem Gilenya kobiety chorej na stwardnienie rozsiane złożył w piątek jej pełnomocnik. Lek od 1 stycznia powinien być refundowany. Od 2012 r. sprawa toczy się w sądzie przeciwko wrocławskiemu szpitalowi oraz Skarbowi Państwa.
- Wniosek wynika z opieszałości Narodowego Funduszu Zdrowia i dlatego Fundusz powinien być kolejnym pozwanym w procesie - wyjaśnił w rozmowie z PAP mecenas Bartłomiej Kuchta, pełnomocnik chorej na stwardnienie rozsiane Doroty Zielińskiej.
Walka o lek
- Już w lutym sąd był zdziwiony, że moja klientka nie jest leczona tym preparatem, więc zwrócił się o wyjaśnienia do NFZ. Fundusz odpowiedział na przełomie kwietnia i maja, że wciąż trwają procedury konkursowe. To przelało czarę goryczy, dlatego zdecydowaliśmy się na pozew - twierdzi mecenas Kuchta.
Leczenie preparatem Gilenya jest w Polsce od 1 stycznia 2013 r. świadczeniem gwarantowanym. Minister Zdrowia wpisał ten specyfik do programu lekowego właśnie z taką datą. Zdaniem mecenasa Kuchty NFZ powinien zakończyć swoje procedury związane z programami lekowymi w takim terminie, by zaczęły one realnie obowiązywać natychmiast po ogłoszeniu przez ministra.
- To opieszałość funduszu uniemożliwia terapię. Mam sygnały od stowarzyszeń pacjentów, że w przypadku innych leków sytuacja jest podobna. To jest niemal regułą, że leczenie nimi nie jest dostępne - mówi pełnomocnik chorej.
Będzie refundowany?
Proces ruszył w lutym tego roku przed wrocławskim sądem okręgowym przeciwko wrocławskiemu szpitalowi wojskowemu oraz Skarbowi Państwa, reprezentowanemu przez Ministra Zdrowia. Został wytoczony z powództwa cywilnego 29-letniej Doroty Zielińskiej, która choruje na stwardnienie rozsiane od stycznia 2003 r. Początkowo przyjmowała Interferon, kuracja tym lekiem jest refundowana przez NFZ. Później lek przestał jej pomagać, a postępująca choroba sprawiła, że mogła się poruszać już tylko na wózku.
Wtedy rozpoczęła przyjmowanie leku Gilenya. Dzięki wsparciu prywatnych osób (miesięczny koszt terapii to 8 tys. zł). Półroczne przyjmowanie leku pozwoliło kobiecie poruszać się o własnych siłach. Gdy skończył się zapas leku, pani Dorota ponownie przestała chodzić. Wtedy wystąpiła do sądu o leczenie lekiem Gilenya. Pacjentka chce być leczona w szpitalu wojskowym, bo leczyła się w nim wcześniej i w tym szpitalu uznano, że Gilenya jej pomoże.
Przerwane leczenie
Wrocławski Sąd Okręgowy wydał w marcu 2012 r. przed rozpoczęciem procesu postanowienie, w którym nakazał 4. Wojskowemu Szpitalowi Klinicznemu we Wrocławiu rozpocząć leczenie pacjentki preparatem Gilenya na czas trwania postępowania sądowego. Odbyło się to w trybie tzw. zabezpieczenia roszczenia powództwa.
Jednak 25 kwietnia 2012 r. Sąd Apelacyjny uchylił postanowienie pierwszej instancji i od tej decyzji nie było już odwołania. Leczenie pacjentki w szpitalu zostało przerwane.
Jak poinformowała PAP rzecznika dolnośląskiego oddziału NFZ Joanna Mierzwińska, od 1 maja podpisano umowy na refundację leczenia preparatem Gilenya z dwiema placówkami we Wrocławiu: Klinicznym Szpitalem Akademickim przy ul. Borowskiej oraz szpitalem im. Marciniaka.
Autor: balu/par / Źródło: PAP
Źródło zdjęcia głównego: TVN 24