Żył w warunkach urągających ludzkiej godności: w brudzie, smrodzie, wśród robaków wylęgających się w jego pościeli. Reporterzy programu "Uwaga!" TVN twierdzą, że pracownicy socjalni, którzy mieli opiekować się mężczyzną, zaniedbywali go i okazywali się skrajnie nieczuli na jego krzywdę.
We wrześniu Adam Setera zupełnie przestał chodzić. Był przykuty do łóżka. Choć był pod opieką Miejskiego Ośrodka Pomocy Społecznej w Sosnowcu, to pomagali mu głównie sąsiedzi. "Uwaga!" TVN odwiedziła pana Adama w jego mieszkaniu.
"Zawsze się mu spieszy"
- Zimno mi jest. Cały dzień się trzęsę, że mnie kurcze biorą - opowiada mężczyzna. - Jak mogłem, to chodziłem do ubikacji. Teraz tu jakoś sobie podsuwam, jakoś się załatwię. A jak nie mogę, no to trudno - przyznaje.
- W takim stanie sąsiad jest około czterech i pół roku, że nie wychodzi w ogóle z klatki, w ogóle z domu swojego - mówi sąsiadka mężczyzny, Barbara Dudek i dodaje, że nikogo to nie interesuje.
To właśnie sąsiedzi, nie mogąc dłużej patrzeć na gehennę pana Adama, powiadomili magazyn "Uwaga!" o tym, w jak trudnych warunkach żyje. Z ich relacji wynika, że w przeszłości mężczyzna miał problem z alkoholem, stosował przemoc wobec rodziny, dlatego bliscy się od niego odwrócili. Samotny mężczyzna korzysta z pomocy pracownika socjalnego. Codziennie odwiedza go też opiekun, który powinien mu pomagać.
- Kto mi uwierzy? - pyta pan Adam. Jak przekonuje, zarówno pracownice Miejskiego Ośrodka Pomocy Społecznej, jak i opiekun dobrze wiedzą, w jakim jest stanie. - Zawsze się mu spieszy. Jak mówię "umyj mnie" albo "chodź, pomóż mi się umyć", [odpowiada] "nie mam czasu na to, ja nie od tego jestem". W ogóle mi nie zmienia pościeli, nic. Jakbym sobie dał radę, tobym sobie sam zmienił, a tak nie dam rady - skarży się mężczyzna.
- To jak, jest dzisiaj szansa, że mnie zabierzecie? Jakby można, to nawet już mnie bierzcie. Ja już tu nie mogę... - błaga.
Alarmowali MOPS
Mężczyzna nie ma stwierdzonej choroby psychicznej. Jego mieszkanie jest zagracone, bo pan Adam znosił do domu różne przedmioty, a od lat nikt tu nie sprząta. Rok temu mężczyzna przestał sobie radzić. Z trudem chodził do toalety. Kiedy po upadku nie mógł się podnieść, zawsze wzywał pomoc. Barbara Dudek, sąsiadka z góry, razem z innym sąsiadem zanosiła go do łóżka. Rok temu kobieta poszła do MOPS, prosiła pracowników o szybką interwencję.
- Nic się nie działo i nic się nie dzieje. Panie z MOPS-u, jeżeli przyjdą, to tylko po jakiś podpis za oknem. Do domu nie wchodzą. Znieczulica - mówi kobieta. - Tak nie powinno dziać się z człowiekiem - pani Barbara nie kryje łez.
MOPS alarmowała też inna sąsiadka.
- One się zjawiły, ale dosłownie z zegarkiem w ręku, siedem minut - relacjonuje kobieta i dodaje, że urzędniczki weszły do środka. - Nie wiem, co one robiły, bo tego nie widziałam, ale przez siedem minut chyba wiadomo jest, że nie można zrobić nic - podsumowuje. Jak mówi, zapytała wtedy pracownice MOPS o to, jakie będą podejmowane kroki wobec pana Adama.
- Powiedziały, że one nie mają już do tego siły, że nasze polskie prawo takie jest i że najlepiej to dzwonić do telewizji - wspomina sąsiadka.
"Pan Adam notorycznie odmawia" pomocy
Pod koniec sierpnia sąsiedzi o sytuacji powiadomili dzielnicowego. Po jego interwencji pan Adam trafił wtedy do szpitala, ale na początku września wypisał się na własne żądanie. Po kilku dniach znowu zaczął mieć problemy z chodzeniem. Przestał opuszczać łóżko.
Pracownicy MOPS chcieli umieścić pana Adama w Domu Pomocy Społecznej, ale mężczyzna się na to nie zgadzał. W kwietniu ośrodek złożył wniosek do sądu, aby umieścić mężczyznę w DPS-ie przymusowo, jednak sąd wniosek oddalił. Reporterzy "Uwagi!" chcieli dowiedzieć się, dlaczego osoby zajmujące się panem Adamem doprowadziły do tak rażącego zaniedbania i narażenia jego życia. Według MOPS, to podopieczny miał utrudniać wykonywanie obowiązków pracownikowi socjalnemu i opiekunowi.
- Opiekun bardzo często przychodzi do pana Adama. W tej chwili jest to codziennie po trzy godziny - mówi Magdalena Olszar, rzeczniczka MOPS w Sosnowcu. - Pan Adam nie pozwolił się dotknąć. Niestety, jest osobą bardzo ciężko współpracującą, nie pozwoli posprzątać dookoła siebie. Wielokrotnie opiekun starał się w różny sposób pomóc panu Adamowi, a pan Adam notorycznie odmawia - twierdzi. - Usługi były sprawowane do tego stopnia, do jakiego pozwalał pan Adam je wykonać - przekonuje.
Z takim twierdzeniem nie zgadza się sąsiadka zaniedbanego mężczyzny. - On by się cieszył, jakby mu ktoś wysprzątał mieszkanie. Ile razy go tu sąsiad "obcinał", bo wyglądał jak zwierzę, z włosami długimi, brodą... Sąsiad tu wchodził i go "obcinał" - wyjaśnia Barbara Dudek i dodaje, że pan Adam zgadzał się na to i był zadowolony.
Teraz pan Adam bardzo chce, by z mieszkania zabrali go ratownicy. Reporterzy "Uwagi!" wezwali więc pogotowie.
Krótkie wizyty u podopiecznych
Obiad panu Adamowi codziennie przywoził Stanisław J., opiekun mężczyzny. Tego dnia, kiedy przyjeżdżamy do pana Adama, udaje nam się zarejestrować wizytę opiekuna. Mężczyzna właśnie dowiaduje się, że rano odwiedziły pana Adama pracownice MOPS i obiecały mu, że ktoś posprząta jego mieszkanie.
- Cały mokry jesteś, k..., lejesz k..., strasznie, ja nie wiem - takie wypowiedzi słychać z mieszkania w czasie, kiedy jest w nim opiekun. - K... się teraz obudziły, ciekawe, jak ona przyjdzie tu i posprząta. No to posprzątaj, k..., jak jesteś taka mądra. Tu jest wielki burdel, k... Nie wiem, jak ona sobie da radę, k... - mówi mężczyzna. - Cały zlany jesteś, człowieku... Nie mogę ci strzepać, bo tu masz wszystko k..., ja pier..., ja z tobą to mam przej... K..., no widzisz, wszystko niszczysz człowieku - mówi mężczyzna.
Po 14 minutach Stanisław J. opuszcza mieszkanie pana Adama, choć - jak zapewnia MOPS - jego każda wizyta trwa trzy godziny. Mężczyznę zatrudnia firma, która od lat wygrywa na Śląsku przetargi rozpisywane przez MOPS na świadczenie usług opiekuńczych. Chcemy dowiedzieć się od właścicieli firmy, w jaki sposób ich pracownicy wykonują swoją pracę i czy właściciele sprawują nadzór nad nimi.
- Szef i szefowa są w tej chwili na wczasach - słyszymy w siedzibie firmy. Pracownice twierdzą jednak, że zarówno właściciele, jak i pracownik socjalny raz na trzy miesiące sprawdzają, jak wygląda pomoc dla podopiecznych.
Reporterom "Uwagi!" udało się zaskoczyć Stanisława J. w chwili, kiedy następnego dnia przyjechał do innego ze swoich podopiecznych. Włączyli stoper, aby sprawdzić, ile czasu tam spędzi. Okazało się, że jest to trzy minuty i 14 sekund. Zapytali go o jego wizyty u pana Adama.
- Tak jak pani mówię, dzisiaj mu umyję twarz, to on sobie zaraz ubrudzi, bo tam jest brudno jak cholera - mówi Stanisław J. Przyznaje, że widział, co działo się na łóżku jego podopiecznego. - Kupuję to, co trzeba, robię to, co trzeba - twierdzi. Pogotowia nie wzywał, bo karetka dopiero niedawno przywiozła pana Adama ze szpitala. - Powiedzą: "Pan Setera? To on dopiero był w szpitalu" - przekonuje Stanisław J. i dodaje, że pomoc niósł "w miarę swoich możliwości".
Konsekwencje
W drugiej części programu "Uwaga!" poproszona o komentarz do tej sprawy ekspertka nie kryła oburzenia zachowaniem opiekuna socjalnego.
- Nie można do człowieka potrzebującego wysłać osoby zupełnie przypadkowej, która nie ma pojęcia o wykonywaniu usług opiekuńczych - twierdzi profesor Anna Weissbrot-Koziarska z Zakładu Pracy Socjalnej Uniwersytetu Opolskiego i wylicza zawody, które się do tego nadają: pielęgniarka, rehabilitant, logopeda. - Ewidentnie zabrakło nadzoru. Zarówno nadzoru ze strony dyrekcji ośrodka pomocy społecznej, jak i nadzoru nad dyrekcją ośrodka pomocy społecznej - mówi.
Bezpośredni nadzór nad pracownikami MOPS sprawuje Urząd Miasta w Sosnowcu.
- Bardzo jest mi przykro z powodu tej zaistniałej sytuacji. Natychmiastowo rozpoczęta została kontrola, która trwa - mówi Sabina Stanek, naczelnik wydziału polityki społecznej Urzędu Miasta w Sosnowcu. Jak dowiedzieli się później reporterzy "Uwagi!", pracownik socjalny, który odpowiadał za opiekę nad panem Adamem, stracił stanowisko, a jego przełożony został ukarany. Własne śledztwo w tej sprawie prowadzi też prokuratura.
Dochodzi do siebie
Po kilku dniach spędzonych w szpitalu pan Adam został przewieziony do Domu Pomocy Społecznej w Karniowicach. Jest pod opieką lekarzy, bo ma głębokie odleżyny i bolesne przykurcze od długotrwałego leżenia w jednej pozycji.
Dzięki troskliwej opiece jego wyniszczony organizm zaczyna się regenerować. Pan Adam wraca do życia.
Autor: pk//now / Źródło: Uwaga TVN
Źródło zdjęcia głównego: Uwaga TVN