Upolitycznienie i niskie zarobki mogą wkrótce doprowadzić policjantów do wypowiadania posłuszeństwa - ostrzegli mundurowi związkowcy w liście do ministra spraw wewnętrznych. - Wypowiedzenie posłuszeństwa to po prostu bunt - przyznał w rozmowie z tvn24.pl policjant proszący o zachowanie anonimowości. Jak się dowiedzieliśmy, cichy protest już trwa w stołecznym oddziale prewencji, którego funkcjonariusze najczęściej pilnują parlamentu w trakcie demonstracji.
Redakcja tvn24.pl dysponuje kopią pisma, jakie do ministra spraw wewnętrznych i administracji Joachima Brudzińskiego wysłał we wtorek szef policyjnych związków zawodowych Rafał Jankowski.
Związkowiec: hejt dotyka rodziny policjantów
"Ostatnie wypadki [demonstracje przed parlamentem - przyp. red.] spowodowały, że nastroje wśród policjantów kierowanych do tego typu zabezpieczeń uległy dalszemu pogorszeniu. Policjanci skarżą się na upolitycznienie ich roli oraz na niewystarczające zaangażowanie władz i wyższych przełożonych w zapewnienie im i ich rodzinom odpowiedniego poziomu bezpieczeństwa" - zauważa Jankowski.
Chodzi między innymi o to, że uczestnicy demonstracji organizowanych przed Sejmem i Senatem dotarli do imion i nazwisk funkcjonariuszy chroniących gmach parlamentu. Ich zdjęcia krążą po internecie, opatrzone komentarzami przyrównującymi działania i rolę policjantów z tym, jak postępowały za czasów PRL służby - Milicja Obywatelska, ZOMO czy Służba Bezpieczeństwa.
"Coraz powszechniejsze staje się zjawisko, gdzie atakowani są już nie tylko policjanci wykonujący swoje obowiązki, ale ofiarami tak zwanego hejtu stają się także członkowie ich rodzin. Policjantów uczestniczących w zabezpieczaniu demonstracji określa się mianem bandytów działających na zlecenie partii sprawującej władzę" - czytamy w piśmie szefa związkowców.
"Doprowadzić może do wypowiadania posłuszeństwa"
Według przewodniczącego Jankowskiego sytuacja jest skrajnie poważna. "Presja wywołana upowszechnieniem się tego zjawiska [hejtu - red.] w coraz większym stopniu przekłada się na morale policjantów, co w połączeniu z niskimi płacami doprowadzić może do wypowiadania posłuszeństwa" - ostrzega przewodniczący Rafał Jankowski.
Doświadczony policjant, który pracował na wysokich stanowiskach i działał w związku zawodowym, proszący o zachowanie anonimowości, tak skomentował te słowa: - Nie przypominam sobie w historii tak mocnych słów. My policjanci nie możemy strajkować. Wypowiedzenie posłuszeństwa to po prostu bunt - podkreślił.
Prewencja idzie chorować
O tym, że ocena sytuacji przewodniczącego Jankowskiego jest trafna, może świadczyć sytuacja w największym w kraju oddziale prewencji. Chodzi o chroniący stolicę oddział w Iwicznej, gdzie pracuje ponad tysiąc funkcjonariuszy.
- Ludzie mają dość, idą na zwolnienia lekarskie - pierwszy taki sygnał otrzymaliśmy już pierwszego dnia protestów pod Sejmem, czyli 21 lipca.
Funkcjonariuszy, którzy zdecydowali się skorzystać z tego rozwiązania, miała zirytować decyzja dowództwa oddziału prewencji o tym, że nie będą mogli odbierać dni wolnych za przepracowane nadgodziny.
- W policji nie płaci się za nadgodziny spędzone w pracy, odbiera się dni wolne. A przez ostatnie dwa lata ludzie zbierają nadgodzin mnóstwo, bo nigdy nie wiadomo, kiedy skończy się demonstracja - wyjaśniał dziennikarzowi tvn24.pl funkcjonariusz.
Jeszcze w poniedziałek na nasze pytania o liczbę funkcjonariuszy, którzy skorzystali w ostatnim czasie ze zwolnienia lekarskiego, komenda stołeczna odpowiedziała, że nieprawdą jest, iż 100 funkcjonariuszy poszło na zwolnienia w związku z cofnięciem dni wolnych. Jak podkreślono, odnotowano 30 takich zwolnień.
Źródła policyjnych związkowców mówią jednak o niemal 100 funkcjonariuszach. Natomiast komenda stołeczna policji już w czwartek oficjalnie przyznała, że takich zwolnień "jest 60".
- Będzie więcej, bo ludzie mają dość. A każdy, kto w takiej sytuacji składa zwolnienie lekarskie, liczy się z tym, że przełożeni będą się mścić - zaznaczył jeden z naszych rozmówców.
Brak policjantów
Dlaczego sytuacja w stołecznym oddziale prewencji - nawet jeśli dotyczy tylko 60 funkcjonariuszy - jest poważna? Ponieważ w całym kraju brakuje chętnych do założenia munduru.
- Młodzi po przeszkoleniu trafiają najczęściej do oddziałów prewencji w największych miastach. Tam mają przyśpieszoną szkołę rzemiosła, którą wykorzystują w rodzinnych stronach, gdy już komendanci zgodzą się z ich raportem o przeniesienie - wyjaśniał funkcjonariusz.
To oznacza, że w oddziałach prewencji pracują najmłodsi policjanci, a jedynie kadra kierownicza jest doświadczona. I to właśnie w oddziałach prewencji najbardziej brakuje funkcjonariuszy.
O powadze sytuacji świadczy kilka pism, do których dotarli dziennikarze tvn24.pl. W podpisanym 23 lipca komendant główny policji zobowiązał wojewódzkich komendantów do skupienia się na werbowaniu kandydatów do służby. Dodatkowo komendanci mają "monitorować czynniki powodujące zwolnienia policjantów ze służby w okresie służby przygotowawczej, w szczególności na etapie szkolenia zawodowego".
Według rozmówców tvn24.pl z policji w tym ostatnim poleceniu zawarty jest problem, przed którym stoi ministerstwo spraw wewnętrznych.
- Dziś pierwszą emeryturę policjant otrzyma po przekroczeniu 55. roku życia. Kiedyś - już po 15 latach spędzonych w mundurze. Wtedy ludzie zaciskali zęby i myśleli, że 15 lat to nie tak długo. Dziś młody funkcjonariusz myśli, że pierwszą emeryturę będzie miał za 35 lat i po prostu nie wraca do koszar, jak go coś zdenerwuje. I tak w dyskoncie zarobi lepiej - podkreślali nasi rozmówcy.
Autor: Robert Zieliński (r.zielinski@tvn.pl) //now / Źródło: tvn24.pl