Ratusz wspólnie z drogowcami i wykonawcą remontu zadecydowali, że do 11 listopada zostaną usunięte materiały budowlane z ronda Dmowskiego. Rzeczniczka urzędu miasta przyznała, że może to opóźnić inwestycję. - Robimy to jednak ze względu na bezpieczeństwo mieszkańców. Nie chcemy, by materiały posłużyły chuliganom - powiedziała Monika Beuth-Lutyk.
Organizatorzy marszu zapowiedzieli, że mimo negatywnej decyzji władz stolicy, potwierdzonej wyrokami sądów dwóch instancji, wydarzenie się odbędzie zgodnie z planem. 11 listopada po południu demonstracja ma wyruszyć z ronda Dmowskiego w kierunku Stadionu Narodowego.
"To sytuacja absurdalna, ale ważniejsze jest bezpieczeństwo"
W centrum stolicy trwa przebudowa ronda Romana Dmowskiego. Miejsca, w których zgromadzone są materiały budowlane, są ogrodzone metalowym płotem. - Ze względu na planowane tam zgromadzenia i w obawie przed tym, żeby te materiały budowlane nie posłużyły chuliganom do dodatkowych akcji, typu obrzucanie się nawzajem czy rzucanie w policję, zostaną one usunięte - poinformowała nas rzeczniczka stołecznego ratusza.
Monika Beuth-Lutyk przypomniała, że inwestycja zaczęła się w sierpniu i miała zakończyć się w styczniu. Jednak na kilka dni prace mogą zostać przerwane, by wywieźć materiał. Czy może to spowodować zmiany w harmonogramie? Rzeczniczka ratusza przyznała, że to możliwe.
- To dodatkowy element, który nie był przewidziany. Cały szereg działań został podporządkowany zapowiedziom narodowców, że odbędzie się marsz, mimo że nie powinien, bo jest tam zarejestrowane inne zgromadzenie - powiedziała. - To zakłóci wszystkie roboty, ale nie widzimy innego wyjścia. To sytuacja absurdalna, że musimy tak zabezpieczać plac budowy. Zrobimy to, bo ważniejsze jest bezpieczeństwo mieszkańców, ale liczymy również na policję - podkreśliła rzeczniczka.
Drogowcy przesunęli też sadzenie drzew w pobliżu ronda po 11 listopada. - Miało odbywać się wcześniej, ale nie chcemy ryzykować, że zostaną zniszczone - stwierdziła Beuth-Lutyk.
Zamieszki podczas ostatniego marszu narodowców
Podczas marszu narodowców w ubiegłym roku pisaliśmy o starciach jego uczestników z policją. Początkowo ze względu na pandemię miał on mieć formę zmotoryzowaną, ale szybko przybrał tradycyjną postać. Ratusz przekazywał, że doszło m.in. do próby podpalenia drzwi jednego z biur urzędu miasta przy Alejach Jerozolimskich. Do bójek z policją doszło też przed Muzeum Narodowym i w pobliżu salonu sieci Empik przy rondzie de Gaulle'a. Policja użyła broni gładkolufowej. Na trasie marszu miał też miejsce pożar. Sprawca celował w tęczową flagę i baner Strajku Kobiet, które wisiały na balkonie. Raca trafiła jednak dwa piętra niżej, w drzwi i próg lokalu zajmowanego przez artystę Stefana Okołowicza. Spalono stację Veturilo. Ratusz oszacował, że straty po ubiegłorocznym marszu sięgały kilkadziesiąt tysięcy złotych.
Źródło: tvnwarszawa.pl, PAP
Źródło zdjęcia głównego: Mateusz Szmelter / tvnwarszawa.pl