Za kierownicą karetki, która śmiertelnie potrąciła dziewięciolatkę na ulicy Promyka przy Robotniczej w Pruszkowie, siedział 60-latek. Dziewczynka wracała ze szkoły, przechodziła przez przejście dla pieszych bez sygnalizacji świetlnej.
Duża prędkość, włączone sygnały dźwiękowe i świetlne
- To był transport sanitarny. Wcześniej pojazdem ze szpitala do miejsca zamieszkania odwożono pacjenta, który nie mógł samodzielnie się poruszać. Transport został już zrealizowany i w momencie zdarzenia w pojeździe nie było pacjenta - mówi Łukasz Łapczyński rzecznik Prokuratury Okręgowej w Warszawie.
Jak wstępnie ustaliła prokuratura, karetka miała włączone sygnały świetlne i dźwiękowe. Jechała według oceny śledczych "ze znaczną prędkością".
- Kierujący poruszający się przed pojazdem medycznym, widząc dziewczynkę oczekującą przed przejściem dla pieszych, zatrzymał się, by umożliwić jej przejście na drugą stronę ulicy. Dziewczynka weszła na pasy. W okolicy środka przejścia została potrącona przez kierującego pojazdem sanitarnym, który omijał pojazd, który zatrzymał się, by przepuścić pieszą - opisuje Łapczyński.
Dziewczynka zginęła na miejscu. - Prokuratura Rejonowa w Pruszkowie wszczęła śledztwo w kierunku spowodowania wypadku drogowego ze skutkiem śmiertelnym. 60-letni mężczyzna został zatrzymany. Przeprowadzone badanie alkomatem wykazało, że był trzeźwy. Pobrano od niego krew do dalszych badań, między innymi w kierunku zawartości alkoholu ewentualnie innych środków mogących mieć wpływ na kierowanie pojazdem - mówi rzecznik.
Prokuratura sprawdzi też, dlaczego kierowca karetki włączył sygnały świetlne i dźwiękowe, choć nie wiózł pacjenta. - Ustalimy, czy kierowca otrzymał inne, pilne zlecenie od szpitala - podaje Łapczyński.
"Krzyczał, że przepuścił dziecko na śmierć"
W czwartek rano na miejsce pojechała reporterka TVN24 Małgorzata Telmińska. O tragicznym zdarzeniu rozmawiała ze świadkiem - kobietą, która chciała zachować anonimowość.
- Ta karetka jakby spod ziemi była. Takie uderzenie, że dziecko daleko, ze 30 metrów, odleciało. Jak ją potrącił, to ją zabił od razu na miejscu - mówiła kobieta, z którą rozmawiała reporterka.
Z relacji świadka wynika, że kierowca auta, które się zatrzymało, by przepuścić dziewczynkę, był w szoku. - Krzyczał, że przepuścił dziecko na śmierć. Mówił, że gdyby wiedział, że ta karetka tak szybko nadjedzie, toby nie przepuścił dziecka. Tylko by pojechał. Dziecko by stało.
Jak podkreślała, nie było widać karetki. - Ani nawet dobrze nie było słychać. Ja karetkę usłyszałam w sumie w ostatniej chwili, jak już było uderzenie - dodaje.
Sześć kolizji
Spytaliśmy policję o wypadki w tym miejscu. - Od 1 stycznia 2017 roku na skrzyżowaniu Promyka z Robotniczą mieliśmy sześć zdarzeń drogowych. Same kolizje, czyli nie było rannych. Nie brali w nich udziału piesi - wyjaśnia Karolina Kańska z komendy Policji w Pruszkowie.
ran/kz/pm