W środę na posiedzeniu sejmowej komisji do spraw dzieci i młodzieży przedstawiciele rządu i służb przedstawili informacje związane ze śmiercią czteromiesięcznego Oskara. Chłopiec zmarł kilka dni po tym, jak wraz ze swoją trzyletnią siostrą trafił do pieczy zastępczej. Dzieci zabrano z domu rodzinnego w połowie maja podczas zatrzymania przez policję ich matki, która – skazana na karę pozbawienia wolności – miała zostać doprowadzona do zakładu karnego.
Przewodnicząca komisji Monika Rosa (KO), a także rzeczniczka praw dziecka Monika Horna-Cieślak kilkukrotnie proponowały wyłączenie jawności posiedzenia ze względu na dobro rodziny. Horna-Cieślak wskazała, że jest w kontakcie z rodziną, a ujawnianie publicznie szczegółów sprawy, w tym stanu zdrowia dzieci, jest niezgodne z prawem.
Na wyłączenie jawności nie zgodzili się posłowie PiS. Argumentowali, że sprawa budzi kontrowersje, a opinia publiczna powinna uzyskać informacje na jej temat. Zapewnili, że będą pytać wyłącznie o zachowanie procedur.
"Umieszczenie w pieczy zastępczej było zasadne"
Wiceminister rodziny Aleksandra Gajewska oceniła, że umieszczenie w pieczy zastępczej Oskara i jego siostry było zasadne, gdyż nikt z osób bliskich dzieci nie zadeklarował wówczas chęci opieki nad nimi.
- Ojciec wstępnie deklarował możliwość przejęcia opieki nad dziećmi, zmieniały się w jego deklaracjach możliwości czasowe. Przedstawiciele Warszawskiego Centrum Pomocy Rodzinie deklarowali możliwość poczekania dostatecznej liczby godzin na to, żeby mógł znaleźć się w miejscu przebywania dzieci i by nie było potrzeby doprowadzenia do zabezpieczenia dzieci w pieczy zastępczej - powiedziała Gajewska, zaznaczając, że kontakt z mężczyzną był utrudniony.
Wiceszefowa MRPiPS podała, że sprawa jest dokładnie badana, także w kontekście rozdzielenia rodzeństwa.
Wiceszef MSWiA Czesław Mroczek przypomniał, że matka dzieci była skazana na karę 120 dni pozbawienia wolności. Jak dodał, w trakcie interwencji policji w mieszkaniu kobiety "okazało się, że przebywa ona pod tym adresem z dwójką dzieci".
- Zadanie policjantek polegało na ustaleniu przebywania matki i jej doprowadzeniu. Cała interwencja w zasadzie skupiła się później na zabezpieczeniu właściwej opieki dzieciom - podkreślił wiceminister.
Zaapelował do posłów, by nie wykorzystywać politycznie tej sprawy.
Rodzina skazanej nie była nadzorowana przez kuratora
Z kolei wiceminister sprawiedliwości Maria Ejchart zwróciła uwagę, że rodzina skazanej nie była wcześniej nadzorowana przez kuratora.
- Następczo po zatrzymaniu skazanej sąd wszczął postępowanie opiekuńcze - przekazała wiceszefowa MS, precyzując, że postępowanie dotyczy ograniczenia władzy rodzicielskiej.
Ejchart poinformowała, że kurator sądowy nie miał informacji o sytuacji rodzinnej kobiety.
- Wyrok zapadł w trybie nakazowym. Wyrok w trybie nakazowym zapada na posiedzeniu, na którym skazana, jeszcze oskarżona, nie musiała brać udziału i nie brała udziału. Sąd, wydając ten wyrok, mógł w ogóle nie wiedzieć, że ona jest w ciąży - powiedziała Ejchart. To samo – jak dodała – dotyczy kuratorskiej służby sądowej.
- Kobieta musi udzielić tej informacji, żeby można było z tej informacji skorzystać. Kurator nie miał informacji o sytuacji tej kobiety – przekazała wiceminister.
Podkreśliła, że kobieta na żadnym etapie nie poinformowała o swojej sytuacji.
- Prawdopodobnie nie musiałaby tej kary odbywać (...), gdyby wykazała się inicjatywą w tej sprawie - dodała wiceminister.
Przedstawiciele rządu zgodzili się, że należy przyjrzeć się procedurom i doprecyzować przepisy tak, by uniknąć takich sytuacji.
PiS: państwo nie zdało egzaminu
Posłowie PiS pytali, dlaczego przedstawiciele rządu zainteresowali się sprawą dopiero po ujawnieniu jej przez media. Mirosława Stachowiak-Różecka oceniła, że "państwo nie zdało egzaminu", a Marzena Machałek, że "system okazał się bezduszny".
Były wiceminister sprawiedliwości Michał Wójcik (PiS) zwracał uwagę, że wcześniej też zdarzały się skandaliczne sytuacje, ale zawsze były wyciągane konsekwencje wobec osób, które zawiniły, czasami – jak mówił – "nawet w pięć minut".
Innym wątkiem w sprawie są okoliczności doprowadzenia Magdaleny W. na pogrzeb jej syna – kobieta dostała przepustkę, ale wzięła udział w uroczystościach pogrzebowych w kajdankach zespolonych i tzw. odzieży skarbowej. Po kontroli Służba Więzienna poinformowała, że zastosowane środki przymusu bezpośredniego były nieproporcjonalne do rzeczywistego zagrożenia.
Sprawę nagłośniła Telewizja Polsat, która informowała, że matka dzieci trafiła do więzienia za niezapłacone mandaty.
DOWIEDZ SIĘ WIĘCEJ:
Autorka/Autor: mg
Źródło: PAP
Źródło zdjęcia głównego: TVN24