39-letni Filip P. przed sesją rady miasta obrzucił jajkami burmistrza Iłży (Mazowieckie). Został, już prawomocnie, skazany na pięć miesięcy więzienia. Ma też zapłacić byłemu włodarzowi trzy tysiące złotych zadośćuczynienia.
Pod koniec stycznia 2024 roku tuż przed rozpoczęciem sesji rady miasta mieszkaniec Iłży obrzucił jajkami ówczesnego burmistrza Przemysława Burka.
Filip P. najpierw zapytał włodarza miasta o sprawę dawnego wysypiska śmieci, które zostało zamknięte i poddane rekultywacji. Następnie zaczął rzucać w burmistrza jajkami, po czym doszło do szarpaniny, gdy mężczyzna chciał opuścić salę. Sprawca nagrywał zdarzenie, a filmik umieścił na profilu w mediach społecznościowych.
Zarzuty
Burmistrz zgłosił sprawę policji. W szpitalu przeszedł badania. Informował, że po uderzeniu jajkiem w głowę bolały go okolice oka.
- Wszystkie te zachowania zostały uznane za występek o charakterze chuligańskim, co oznacza, że górna granica kary będzie podwyższona. Mężczyźnie grozi do 4,5 roku pozbawienia wolności – mówiła wówczas rzeczniczka radomskiej prokuratury.
Prokurator zastosował także wobec mieszkańca Iłży dozór policji. Mężczyzna miał zakaz zbliżania się do burmistrza na odległość mniejszą niż 50 metrów. Zabroniono mu także kontaktowania się z pokrzywdzonym telefonicznie i za pośrednictwem mediów społecznościowych.
Wyrok
W czerwcu 2024 r. Sąd Rejonowy w Lipsku skazał Filipa P. na pięć miesięcy pozbawienia wolności. Nakazał mu także zapłatę 3 tys. złotych zadośćuczynienia na rzecz Przemysława Burka. W piątek w Sądzie Okręgowym w Radomiu odbyła się rozprawa apelacyjna. Sąd utrzymał w mocy wcześniejszy wyrok.
"Mój protest wynikał z bezsilności". Wyjaśnienie
Po publikacji pierwszego tekstu (29 stycznia 2024 roku) z naszą redakcją skontaktował się pan Filip, który wyjaśnił, co nim kierowało. - Mój protest wynikał z bezsilności - podkreślił. - Czymś, co przelało szalę goryczy, była rewitalizacja zamku w Iłży, która została przeprowadzona skrajnie źle. Sprawę zamku udało mi się doprowadzić do ministerstwa kultury i tam ta sprawa się toczy - wyjaśniał wówczas.
- Druga sprawa to "rekultywacja" wysypiska śmieci, gdzie przywieziono kilkanaście tysięcy ton nowych odpadów zaledwie 390 metrów od koryta rzeki Iłżanki. W tej sprawie były protesty mieszkańców, ale pan burmistrz nie zwrócił na to uwagi - zarzucał mężczyzna.
Burmistrz: rekultywacja zgodna z prawem
Burmistrz Burek mówił wówczas radomskiej "Gazecie Wyborczej", że gmina Iłża otrzymała decyzję nakazującą zamknięcie wysypiska i rekultywację terenu. Zapewniał, że wcześniej uzyskano wszelkie konieczne pozwolenia i zgody, wybrano doświadczoną firmę.
- Obecnie teren jest zrekultywowany, a w miejscu, gdzie było wysypisko, rośnie trawa. Ponadto zainstalowany jest stały monitoring miejsca, do którego dostęp ma Wojewódzki Inspektorat Ochrony Środowiska, a wszystkie auta wjeżdżające na teren gminy z odpadami są rejestrowane w systemie - zapewniał "Wyborczą" burmistrz Przemysław Burek. Przekonywał, że nie ma nic do ukrycia.
- Jak to zwykle bywa w takich sprawach, wśród mieszkańców pojawiły się plotki, że w czasie rekultywacji zwieziono tam niebezpieczne odpady, że ktoś widział tiry z ładunkiem, mieszkańcy na spotkaniach zgłaszali, że śmierdzi. Śmierdziały odpady bio, teraz nic nie śmierdzi, a teren jest zagospodarowany zgodnie z wymogami decyzji - podkreślał Burek.
Przemysław Burek nie jest już burmistrzem. W ubiegłorocznych wyborach wszedł do drugiej tury, ale w niej przegrał.
Autorka/Autor: dg/pop
Źródło: PAP, tvnwarszawa.pl, "Gazeta Wyborcza"
Źródło zdjęcia głównego: Google Maps