- Wydaliśmy postanowienie o umorzeniu śledztwa z uwagi na niewykrycie sprawców przestępstw – potwierdza Marcin Saduś, rzecznik Prokuratury Okręgowej Warszawa-Praga. Jak zaznacza, chodzi zarówno o postępowanie dotyczące zniszczenia mienia, jak i posiadanie wyrobów pirotechnicznych na imprezie masowej.
Co się wydarzyło?
Prokuraturę zawiadomił prezes PZPN Zbigniew Boniek, ponieważ śledztwo dotyczyło meczu o Puchar Polski pomiędzy Arką Gdynia a Legią Warszawa na PGE Narodowym.
W 57. minucie sędzia był zmuszony do przerwania spotkania. W sektorze kibiców Legii odpalono race i cały stadion został zadymiony. Część z kibiców zaczęła wychodzić na zewnątrz.
Mecz wznowiono po kilku minutach, ale w końcówce spotkania znów użyto środków pirotechnicznych, tym razem wystrzeliwanych z sektora Arki w kierunku sympatyków Legii po przeciwnej stronie. Żadna z rac do nich nie doleciała, za to jedna wylądowała na murawie, a inna odbiła się od stadionowego telebimu.
Na filmie, który otrzymaliśmy wówczas na Kontakt 24, widać, jak palił się element iglicy stadionu.
Działania prokuratury
Prokuratura przesłuchała świadków oraz przejrzała zapis monitoringu. Na niewiele się to zdało, bo do dyspozycji śledczych były ujęcia z dalekiego planu, a kibice mieli na twarzach kominiarki, które – jak opisuje Marcin Saduś – założyli pod osłoną ogromnej flagi, jeszcze w tunelu prowadzącym na stadion. Kibice zmieniali też miejsca na trybunie.
- Wniesienie na obiekt flag wielkoformatowych, tak zwanych sektorówek, pod pozorem oprawy imprezy sportowej ma de facto na celu uniemożliwienie identyfikacji osób, które następnie dopuszczają się przestępstw określonych w ustawie o bezpieczeństwie imprez masowych - ocenia Saduś. I dodaje, że uwagi zostały przekazane do organizatora imprezy – Polskiego Związku Piłki Nożnej.
Zastrzeżenia do organizatora
Śledczy wytknęli związkowi, że zgoda na wniesienie flagi na stadion uniemożliwia prześwietlenie jej zawartości, a to właśnie w jej środku ukrywane są często race czy świece dymne. Prokuratura podniosła także, że służby porządkowe nie reagowały na łamanie regulaminu obiektu i planu zabezpieczenia imprezy, nie stosując się tym samym do obowiązków nałożonych ustawowo na organizatora.
- W toku prowadzonego śledztwa ujawniono okoliczności świadczące o nieprawidłowym przygotowaniu oraz organizacji imprezy masowej, które nie dawały podstaw do przyjęcia, że zostało popełnione przestępstwo po stronie organizatora imprezy – zastrzega prokurator. I dodaje, że wszystkie zastrzeżenia zostały przekazane w kwietniu 2019 roku bezpośrednio do PZPN. - W odpowiedzi przekazanej prokuratorowi PZPN nie zgodził się z częścią przedstawionych zastrzeżeń - informuje Marcin Saduś.
PZPN rozczarowany
- Organizator dopełnił wszystkich formalności, co jest wyraźnie napisane w postanowieniu o umorzeniu postępowania – twierdzi Jakub Kwiatkowski, rzecznik PZPN. Decyzją o umorzeniu śledztwa związek jest rozczarowany.
- Stadion Narodowy jest nowoczesnym obiektem z równie nowoczesnym monitoringiem, pozwalającym na rozpoznanie osób, które dopuściły się złamania prawa. Po raz kolejny okazuje się, że stadion piłkarski jest obiektem, na którym prawo nie ma zastosowania. Jeżeli do podobnego zdarzenia doszłoby w centrum handlowym, sprawca byłby natychmiast zatrzymany. Na stadionie panuje pełna bezkarność. Cały czas podnosimy, że środowisko piłkarskie, bez wsparcia administracji państwowej, bandytów ze stadionu nie wyeliminuje - podsumowuje Jakub Kwiatkowski.
Autorka/Autor: Klaudia Ziółkowska
Źródło: tvnwarszawa.pl