Zamilczeć petentkę - tak urzędnicy traktują warszawiankę

fot. TVN24

fot. TVN24
fot. TVN24

- O swoją własność walczę już 30 lat. Obiecałem mamie, że odzyskam nieruchomość po dziadku - mówi Hanna Derda-Nowacka. Niewykluczone, że urzędnicy dalej starali by się ignorować warszawiankę, gdyby nie pojawiła się w końcu w ratuszu w asyście dziennikarza TVN24.

Derda-Nowacka walczyła z ratuszem o odzyskanie ponad 2 tys. mkw przy ul. Bitwy Warszawskiej zabranych dekretem Bieruta. - Myślę, że nie przegram - mówiła ze łzami w oczach.

"Ja pana nie zapraszałem"

Dziesiątki protestów, setki odwołań i wreszcie trzy lata temu była decyzja o przekazanie kobiecie utraconej własności. Nie oznacza to jednak, że rzeczywiście ją odzyskała.

Ratusz jej nie przekazał i rozmawiać na ten temat z Derdą-Nowacką nie chce. A urzędnicy niższego szczebla wprost przyznają, że ich przełożeni jedynie pozorują działania i wydają decyzje z góry skazane na odrzucenie przez Samorządowe Kolegium Odwoławcze, by wydłużyć procedurę.

Urzędnicy z Biura Gospodarki Nieruchomościami nie chcieli też słyszeć o spotkaniu z kobietą. Gdy próbowała porozmawiać z dyrektorem BGN - Marcinem Bajko, podczas sesji rady miasta, usłyszała: - Nie mam o czym z panią rozmawiać.

Urzędnicy nie mają czasu?

O to, dlaczego urzędnicy ją ignorują postanowił zapytać dziennikarz TVN24 Leszek Dawidowicz. Razem z Derdą-Nowacką odwiedził dyrektora Bajko. - Ja pana nie zapraszałem - nie poczuwał się do wyjaśniania czegokolwiek urzędnik.

Na kolejne pytania miał tą samą odpowiedź: - Proszę wyjść - powtarzał, aż w końcu sam opuścił gabinet pociągając za sobą dziennikarza i petentkę.

- Dlaczego panowie się mnie boicie, dlaczego uciekacie cały czas? - dopytywała się Derda-Nowacka. - Bo Pani nic z tego nie rozumie - rzucił w odpowiedzi Bajko.

Kiedy dziennikarz zaproponował, by urzędnik wyjaśnił sprawę, ten zadrwił jedynie - Wy to dopiero nic nie rozumiecie - i uciekł.

W końcu do rozmowy dał się przekonać zastępca dyrektora - Jakub Rudnicki. Poprosił by chwilę na niego poczekać i... zniknął. -Niestety, umówione spotkania - tłumaczyła inna urzędniczka.

Światełko w tunelu?

Po kilku dniach okazało się jednak, że obecność mediów pomogła i urzędnicy ostatecznie przyznali mieskance Warszawy rację. Władze Warszawy zaprosiły w końcu na rozmowę rodzinę Derdów. Ratusz reprezentował jednak nie dyrektor Bajko, tylko wcieprezydent Jacek Wojciechowicz: - Zastępowałem panią prezydent na tym spotkaniu i osiągnęliśmy konsensus - zapewnił później.

Hanna Derda-Nowacka ma odzyskać w ciągu kilku tygodni większość z tego co jej się należy.

Leszek Dawidowicz

ran

Czytaj także: