"Wstyd, Wspólnoto Mieszkaniowa Chmielna 73b, że zatarłaś ślady Powstania Warszawskiego na swojej kamienicy. To były jedyne ślady po obecności najważniejszej reduty powstańczej – Centralnego Dworca Pocztowego – ciężkich walk o nią stoczonych. Dziś na remontowanych kamienicach zachowuje się wszystkie ślady po Sierpniu '44, jako część dziedzictwa historycznego" – napisał na Facebooku Wojciech Kacperski, aktywista miejski pracujący obecnie w ratuszu.
Konserwator może wstrzymać prace
"Potężny budynek na rogu Żelaznej i Chmielnej, z charakterystycznymi trójkątnymi wykuszami, pochodzi z lat 20. XX w. Powstał według projektu Adolfa Ichnatowicza-Łubiańskiego jako dom mieszkalny pracowników PKP. W sierpniu i wrześniu 1944 r. razem ze znajdującym się w pobliżu gmachem Dworca Pocztowego (rozebranym w 2007 r.) stanowił powstańczą twierdzę – "Żelazną Redutę" – bronioną przez żołnierzy Zgrupowania "Chrobry II". Dramat tamtych dni oddają ślady po pociskach widoczne na elewacji od strony Żelaznej. W 1945 r. pojawił się przy nich napis: "Dom sprawdzony. Min nie ma".
Przetrwał do tego roku. Był jednym z ostatnich w Warszawie saperskich napisów sprzed 73 lat. Jak pisze gazeta, w czerwcu przy elewacji od Żelaznej wyrosło rusztowanie. Robotnicy zaczęli odnawiać ścianę. Pod gładką zaprawą zniknęły ślady po kulach i pamiątka po saperach".
"Stołeczna" podaje, że kamienica jest wpisana do gminnej ewidencji zabytków. To znaczy, że chroniona jest jej elewacja. Wspólnota mieszkaniowa nie uzgodniła jednak remontu z konserwatorem – ani stołecznym, ani wojewódzkim. Planowanych prac nie zgłosiła też do dzielnicowego wydziału architektury.
– To, co stało się z tym fragmentem elewacji, jest całkowicie niedopuszczalne. Od czerwca próbowaliśmy na różne sposoby powstrzymać dewastację elewacji i samego napisu – wysyłając pismo do powiatowego inspektora nadzoru budowlanego, prosząc wspólnotę mieszkaniową o spotkanie konsultacyjne, a nawet wskazując na możliwość pozyskania dotacji na kompleksowy konserwatorski remont elewacji. Niestety, wspólnota nie wykazała zainteresowania – mówi w rozmowie z Gazetą Stołeczną Michał Krasucki, stołeczny konserwator zabytków. Twierdzi, że o sprawie informował także wojewódzkiego konserwatora, który może, stosując art. 49 ustawy o ochronie zabytków, wstrzymać takie prace pod warunkiem rozpoczęcia wpisu budynku do rejestru.
"Nie chcą mieszkać w zniszczonym budynku"
"Stołecznej" nie udało się dowiedzieć, jakie działania podjął wojewódzki konserwator. Sprawę remontu bada za to PINB. Tymczasem administrator budynku Robert Święcki twierdzi, że wspólnota nie musiała z nikim konsultować prac, ponieważ odnowiła tylko kawałek elewacji, a nie całość.
– To były prace zabezpieczające wykonane na wniosek mieszkańca, w którego lokalu w zimie i na wiosnę pojawiły się zacieki – tłumaczy "Wyborczej". Na pytanie o zniszczenie śladów historii odpowiada: – Stare to są skrzypce i wino. Na naszym budynku jest wiele napisów, a ten był już ledwo widoczny. Żaden urzędnik ani specjalista od historii tutaj nie przyszedł i nie powiedział, żeby go zostawić.
Jest tu pewna nieścisłość, ponieważ w czerwcu interweniował stołeczny konserwator, a przed nim remont elewacji próbował zastopować Grzegorz Niemczyk ze Stowarzyszenia "Kamień i co? Ratujemy warszawskie zabytki". Jego prośba do robotników o wstrzymanie prac i danie mu czasu na kontakt z konserwatorem – jak podaje "Stołeczna"- została przez nich zignorowana. Administrator w rozmowie z gazetą twierdzi, że wspólnota ma w planach całkowity remont elewacji. Zamierza zatynkować ślady po kulach, zachowując je tylko w jednym miejscu od strony podwórza.
– Do domu wprowadzają się nowi ludzie i nie chcą mieszkać w zniszczonym budynku – mówi dziennikarzom Święcki.
Kamienica przy ulicy Chmielnej 73b
mn/mś