Szef tak zwanej grupy konstancińskiej Rafał B., ps. Bukaciak, poprosił w czwartek sąd o łagodniejszy wymiar kary. - Moje życie jest w rękach sądu - mówił. O obniżenie kary z 25 do 15 lat więzienia wniósł także prokurator, wskazując na dobrą współpracę przestępcy z organami ścigania.
Sąd Apelacyjny w Warszawie rozpoznawał w czwartek apelację w sprawie "Bukaciaka".
Mężczyzna został skazany w grudniu 2017 roku na 25 lat więzienia i 10 lat pozbawienia praw publicznych. Musi także zapłacić 54 tysiące złotych opłat sądowych.
Miał użyć łopaty w morderstwie
"Bukaciak" oskarżony był o 22 przestępstwa, w tym kierowanie tak zwaną grupą konstancińską w latach 2010-2013 wraz z Łukaszem A. - "Łukim", rozboje i wymuszenia rozbójnicze, czerpanie korzyści z nierządu, porwania, posiadanie "znacznego arsenału broni palnej".
Akt oskarżenia zawierał również zarzuty pomocy w zabójstwie oraz dwóch zabójstw, których "Bukaciak" miał bezpośrednio dokonać.
Grzegorza Z., pseudonim "Pająk", miał zabić łopatą w 2002 roku, a Grzegorza P. - "Pekina" z grupy "szkatułowej" miał zastrzelić w roku 2012.
Obie ofiary zostały zakopane w miejscowości Dębówka pod Warszawą. "Bukaciaka" oskarża się także o cztery podżegania do zabójstw innych osób z grup przestępczych.
Przestępca słynął z bezwzględności. Jego gang specjalizował się w przemycie i handlu narkotykami oraz bronią. Strefami wpływów grupy Rafała B. objęte były - jak mówią policjanci - podwarszawskie miejscowości: Piaseczno, Konstancin i Góra Kalwaria.
Pomógł w wyjaśnieniu innych spraw
Apelację na korzyść oskarżonego złożył obrońca B., mecenas Piotr Dałkowski i, co zdarza się niezwykle rzadko, także prokurator Andrzej Rybak z Prokuratury Krajowej. Sędzia Marzanna Piekarska-Drążek powiedziała, że "apelacje obydwu stron są zgodne".
Strony zarzucały sądowi pierwszej instancji, że skazując "Bukaciaka" za najpoważniejsze z zarzucanych mu czynów, nie skorzystał z możliwości nadzwyczajnego złagodzenia mu kary, mimo tego, że Rafał B. po zatrzymaniu w 2013 roku zdecydował się współpracować z organami ścigania, zostając tzw. małym świadkiem koronnym. - Sąd zasadnie skazał oskarżonego za wszystkie zarzucane mu czyny. Mam jednak wrażenie, że sąd nie dostrzegł tego, że większość czynów zarzucana Rafałowi B., to te, w których on sam opisał swoją rolę, przyznał się do winy. Dzięki temu, że zaczął współpracować z organami ścigania, na współpracę zdecydowały się także inne osoby - zwrócił uwagę Rybak.
Mecenas Dałkowski powiedział, że Rafał B. "nie był dobrym człowiekiem". - Nie mam co do tego wątpliwości, on też ich nie ma. Ale dzięki jego decyzji, żeby się oczyścić, współpracować z organami ścigania, udało się postawić dziesiątki, jeśli nie setki zarzutów. Podał dane, które pozwoliły chociażby częściowo wyjaśnić niewyjaśnione sprawy, przerwać zmowę milczenia - mówił adwokat. - To jeden z niewielu przykładów, kiedy na współpracę idzie szef grupy przestępczej, który działał kilkanaście lat. W sprawach, w których on pomawia, zapadają wyroki skazujące za bardzo poważne przestępstwa - dodał Dałkowski.
"To inny człowiek niż ten sprzed pięciu lat"
Obrońca "Bukaciaka" odniósł się do uzasadnienia wyroku sądu pierwszej instancji. - Sąd uznał, że "Bukaciak" był zbyt zdeprawowany, by mógł korzystać z takich dobrodziejstw jak nadzwyczajne złagodzenie kary. Ale gdyby nie był taką osobą, nie mógłby się podzielić tą wiedzą. Chwały mu to nie przynosi, ale każdy system prawny zakłada jakąś poprawę, odkupienie win. To jest zupełnie inny człowiek niż aresztowany pięć lat temu. On szczerze i lojalnie współpracuje z organami ścigania – podkreślał adwokat.
Obrońca i prokurator wnosili o złagodzenie B. kary z 25 do 15 lat pozbawienia wolności.
Na koniec przemówił sam "Bukaciak". Łamiącym się głosem wielokrotnie przepraszał sąd za chaos wypowiedzi.
Tłumaczył, że wiąże się to dla niego z ogromnymi emocjami. Szczegółowo odniósł się do zarzutów, za które został skazany. - Za to, że ja to wszystko ujawniałem, sąd dał mi taką nagrodę - dodał.
"Chcę zmienić swoje życie"
- Prawda jest taka, że moje życie dziś jest w rękach wysokiego sądu. Dwadzieścia pięć lat to dla mnie tak naprawdę dożywocie. Na mnie i tak jest wydany wyrok śmierci, nie przez jedną czy dwie osoby, ale całe grupy. Dzięki moim zeznaniom została rozbita grupa mokotowska, "szkatułowa", wołomińska, kozienicka - wyliczał oskarżony.
Dodał, że zostając tak zwanym małym świadkiem koronnym, naraził na niebezpieczeństwo także swoją rodzinę.
- Chciałem błagać, żeby przy orzekaniu wyroku łącznego sąd dał mi szansę, bym mógł wrócić do rodziny. Chcę wrócić na wolność, zmienić swoje życie. Proszę, żeby ten wyrok był jak najłaskawszy - wnosił "Bukaciak". Rafał B. prosił także sąd odwoławczy o zwolnienie go z konieczności zapłacenia 54 tysięcy złotych kosztów sądowych, które powstały między innymi "ze względu na konieczność przeprowadzenia eksperymentów procesowych". - Ja cały czas współpracuję i będę współpracował z prokuraturą, a te koszty będą narastały - powiedział. Sędzia Piekarska-Drążek odroczyła wydanie wyroku w tej sprawie do 14 marca. "Bukaciak" nie będzie doprowadzony do sądu na jego ogłoszenie.
PAP/mp/pm
Źródło zdjęcia głównego: tvnwarszawa.pl