Auto na hol, a potem na wyjątkowo drogi parking - taki bat na niesfornych kierowców ma stołeczna straż miejska. I korzysta z niego, jak pokazują statystyki, coraz chętniej. Niestety, nie informuje od razu właściciela samochodu o tym, kto i dlaczego zabrał mu pojazd. Problemów jest zresztą więcej.
Jak co rano sprzed bloku na Gocławku Agata Grudzińska zamierzała samochodem pojechać do pracy. Tym razem jednak auta nie było. Dopiero informacje od sąsiadów i telefon na policję pozwoliły odkryć sprawcę tego zniknięcia. Gdy rozmawiamy, podchodzi do nas pan Mariusz, kolejna ofiara akcji miejskich strażników. - Bo oni tak wywozili jeden za drugim- zdradza.
Bez informacji
Samochodu pani Agaty nie było. Tak jak informacji, gdzie go szukać. Pierwsza reakcja to zwykle telefon na policję. Tam najczęściej pojawia się właściwa wskazówka - auto mogło zostać odholowane.- Ponieważ samochód był mi pilnie potrzebny do pracy, pojechaliśmy niezwłocznie w miejsce wskazane nam przez panią dyspozytorkę - relacjonuje Agata Grudzińska.
Takich sytuacji jest w stolicy coraz więcej.
Holują na potęgę
Od początku roku do 7 grudnia w ten sposób z warszawskich ulic zwieziono ponad 11 tysięcy aut. W tym samym okresie ubiegłego roku było to zaledwie 6800 samochodów. Czyli liczba takich interwencji wzrosła o ponad 60 procent!
Zarabiają na holowaniu?
Gorliwość, z jaką strażnicy miejscy egzekwują przepisy byłaby może i rzeczą chwalebną. Byłaby, gdyby nie tło tej działalności, czyli pieniądze. Całkiem spore pieniądze. Odholowanie jednego auta to koszt 388 zł plus mandat. Jak tłumaczą strażnicy, na tej działalności nie zarabiają. - Naprawdę nikt nie bawi się w to, żeby prowadzić w straży miejskiej biuro jakiejkolwiek działalności gospodarczej. Gdyby kierowcy nie popełniali wykroczeń, nie byłoby ani mandatów, ani wezwań, ani nie byłyby usuwane pojazdy - odpowiada Monika Niżniak.
Przemysław Wenerski
mjc