31 milionów złotych wydał ratusz na umowy o dzieło i zlecenie. Z kim? Na co? Tego nie chce ujawnić, mimo, że przed miesiącem zobowiązał go do tego sąd apelacyjny. Urzędników wyrok nie przekonał. Zapowiedzieli, że będą wnioskować o kasację przed sądem najwyższym.
Radny PiS, Jarosław Krajewski od ponad dwóch lat walczy o szczegółowe informacje dotyczące wydawania publicznych pieniędzy. Dane osób, którym ratusz dał zarobić utrzymywane są w tajemnicy przed nim, jak i mieszkańcami. - Mogą być hipotezy, że są to osoby zatrudnione w urzędzie miasta, a otrzymujące dodatkowe umowy czy osoby spokrewnione, z tymi które wydają takie decyzje – dywaguje Krajewski.
Kuriozalna tajność
- Sytuacja, w której radny musiał zwracać się aż do sądu, aby uzyskać dane, które w mojej opinii powinny być jawne, jest kuriozalna – twierdzi Adam Sawicki z Fundacji Batorego - Jest oczywiste, że to, jak wydawane są publiczne pieniądze, powinno być jawne. Nie ma znaczenia, czy podmiotem podpisującym umowę z miastem jest firma czy osoba fizyczna prowadząca działalność gospodarczą – dodaje.
Do transparentności zobowiązuje urzędników m.in. ustawa o dostępie do informacji publicznej.
- Ratusz powinien to ujawnić bezwzględnie, od razu. Sama ustawa o dostępie do informacji publicznej przewiduje, że nawet jeżeli byłyby w tych umowach jakieś wrażliwe dane to imię i nazwisko powinno być wskazane - przekonuje Szymon Osowski ze Stowarzyszenia Liderów Lokalnych Grup Obywatelskich.
14 tysięcy umów
Wśród 14 tysięcy umów, które ukrywają urzędnicy, pojawia się np. umowa na współpracę z mediami. Jednocześnie w wydziale prasowym zatrudnionych jest kilkanaście osób, które za to właśnie odpowiadają. Skąd więc dodatkowa umowa? – Rozumiem, że w związku z konferencją, która była przygotowywana – mówi rzecznik ratusza Bartosz Milczarczyk.
Na przygotowaniu konferencji ktoś zrobił 10 tysięcy złotych. Autor "analizy socjologicznej Pikniku Polskiego Radia i Centrum Nauki Koperniki" dostał 4 tysiące złotych. Natomiast tajemniczy "Wykład dla uczniów i nauczycieli" ratusz wycenił na 3,5 tysiąca zł.
Urząd nie ujawnia nazwisk powołując się na ustawę o ochronie danych osobowych. Jego argumentację podzieliło Samorządowe Kolegium Odwoławcze, a później sąd. Sędzia podkreśliła, że osoby zatrudnione przez miasto, mają prawo do prywatności, zwłaszcza, że nie są osobami publicznymi. Jarosław Krajewski odwołał się do wyższej instancji. Tym razem wygrał. Wyrok zapadł 4 listopada.
Miasto wniesie o kasację
Z prawomocnym wyrokiem sądu w ręku radny udał się do biura edukacji z prośbą o ujawnienie interesujących go danych. Prawomocny wyrok sądu nie zrobił jednak na urzędnikach wrażenia. – Oczekujemy na uzasadnienie wyroku sądu apelacyjnego. Od razu po otrzymaniu uzasadnienia, miasto wnosi o kasację do Sądu Najwyższego wraz z wnioskiem o wstrzymanie wykonania wyroku sądu drugiej instancji – oświadczyła Joanna Gospodarczyk, zastępca biura edukacji, po czym zamknęła drzwi przed nosem radnego i towarzyszącego mu dziennikarza TVN24.
- To co dziś zobaczyliśmy pokazuje wielką ignorancję ze strony urzędu miasta wobec prawomocnych wyroków sądu – oburza się radny Krajewski.
- Jeżeli mamy udostępnić informację, o które prosi pan Krajewski musimy mieć pełną informację, jak zadecydował sąd, które z tych informacji mogą zostać ujawnione. Potrzebny jest nam wyrok, który będzie oficjalnym dokumentem, dzięki któremu informacje będą mogły zostać udzielone – podsumowuje Bartosz Milczarczyk.
Mareusz Wróbel//bako