Pracownik firmy energetycznej potrącony przez auto. Za kierownicą współzałożyciel śmieciowego giganta

Spółka złożyła na policji wniosek o ściganie sprawcy za usiłowanie zabójstwa (zdjęcie ilustracyjne)
Spółka złożyła na policji wniosek o ściganie sprawcy za usiłowanie zabójstwa (zdjęcie ilustracyjne)
Źródło: Shutterstock
Pracownik Polskich Sieci Elektroenergetycznych został potrącony w trakcie pracy przez Jerzego Z., współzałożyciela i męża właścicielki firmy Lekaro, odpowiadającej za odbiór odpadów w Warszawie i okolicach - dowiedziała się Wirtualna Polska. Akt oskarżenia w tej sprawie wpłynął do sądu prawie rok temu, ale do tej pory nie wyznaczono terminu rozprawy.

Jak informowaliśmy na tvnwarszawa.pl, do potrącenia pracownika Polskich Sieci Elektroenergetycznych doszło 13 lutego ubiegłego roku w Woli Duckiej koło Otwocka, na parkingu za nieczynną stacją benzynową. Pracownicy spółki wykonywali tam - w ramach obowiązków służbowych - oblot linii 400 kV Kozienice – Miłosna.

"Zatrzymaliśmy się na terenie nieczynnej stacji benzynowej, ponieważ były tam dobre warunki do wykonania oblotu" - relacjonował jeden z pracowników w przesłanym mediom przez spółkę komunikacie.

W pewnym momencie zza budynku wyłonił się samochód i zaczął jechać w ich stronę. Zdaniem PSE, "wszystko wskazuje na to, że było to celowe działanie". "Na parkingu byli jedynie pracownicy PSE ubrani w oznakowaną odzież. Kierujący dostawczym samochodem, bez jakiejkolwiek próby hamowania, wjechał w pracownika wymieniającego baterię w dronie, a potem cofnął i ponownie najechał na leżący na ziemi sprzęt wart kilkadziesiąt tysięcy złotych, po czym odjechał" - relacjonowała spółka PSE.

Poszkodowany pracownik trafił do szpitala. Natomiast incydent został zgłoszony na policję.

Za kierownicą Jerzy Z., współzałożyciel Lekaro

Teraz portal Wirtualna Polska ujawnił, że za kierownicą samochodu siedział Jerzy Z., współzałożyciel Lekaro, dużej firmy odbierającej odpady m.in z kilku warszawskich dzielnic. Tuż obok miejsca, gdzie został potrącony pracownik PSSE, znajduje się zakład Lekaro.

- Jerzy Z. zapewne myślał, że dron latający nad zakładem należy do inspekcji ochrony środowiska, a obecni na parkingu ludzie to pracownicy inspekcji ochrony środowiska - mówi cytowana przez Wirtualną Polskę osoba znająca szczegóły postępowania prokuratury. W tle są nieprawidłowości w przetwarzaniu odpadów, za które firma Lekaro była już karana.

Polskie Sieci Energetyczne chciały, aby sprawca był ścigany za usiłowania zabójstwa oraz zniszczenie mienia o wartości kilkudziesięciu tysięcy złotych. Jednak - jak podaje Wirtualna Polska - zdaniem prokuratury udowodnienie, że Jerzy Z. chciał kogokolwiek zabić albo choćby godził się na to, że w wyniku jego działań zaatakowana osoba umrze, byłoby trudne. Dlatego ostatecznie Z. usłyszał zarzuty narażenia człowieka na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia albo ciężkiego uszczerbku na zdrowiu w zbiegu z naruszeniem czynności narządu ciała lub rozstroju zdrowia. A także uszkodzenia mienia.

Choć akt oskarżenia w tej sprawie trafił do sądu w sierpniu ubiegłego roku, to do tej pory nie wyznaczono terminu rozprawy.

"Lekaro nie posiada zezwoleń"

Na samą działalność zakładu Lekaro w Woli Duckiej skarżą się okoliczni mieszkańcy. W sprawie interweniował prezydent Otwocka Jarosław Margielski. - Instalacja PPHU Lekaro nie posiada pozwoleń zintegrowanych na zbieranie i zagospodarowanie odpadów. Pozwolenie starosty otwockiego z 9 marca 2016 roku, na mocy którego zakład funkcjonował, zostało prawomocnie uchylone w maju 2023 roku. W związku z czym na terenie zakładu nie powinny być zbierane i przetwarzane odpady - tłumaczy w rozmowie z Wirtualną Polską prezydent Otwocka.

Margielski złożył zawiadomienie o możliwości popełnienia przestępstwa przez właścicielkę Lekaro Jolantę Z., żonę Jerzego Z. Wirtualna Polska podała, że Prokuratura Rejonowa w Otwocku w marcu 2023 r. skierowała przeciwko kobiecie akt oskarżenia. Chodzi o art. 164 par. 1 Kodeksu karnego, czyli sprowadzenie niebezpieczeństwa powszechnego.

Grozi za to od sześciu miesięcy do ośmiu lat pozbawienia wolności.

Z informacji przekazanych Wirtualnej Polsce wynika, że małżonkowie nie przyznają się do winy. "Jestem przekonana, że sąd oczyści nas z absurdalnych zarzutów, kierowanych wobec nas pod wpływem politycznych nacisków. Działania prokuratury należy uznać za działania polityczne i inspirowane przez konkurencję o niemieckim kapitale, które mają za zadanie zniszczenie mojej firmy i zmonopolizowanie rynku gospodarki odpadami na terenie m.st. Warszawy" - czytamy w oświadczeniu, które portalowi przysłał syn państwa Z.

Jak sortować śmieci?
Jak sortować śmieci?
Źródło: urząd miasta
Czytaj także: