Jamiroquai był ostatnią gwiazdą tegorocznego Orange Warsaw Festival. Hit "Cosmic Girl" rozbujał ostatnich nieprzekonanych do funkowej jazdy. Publiczność bawiła się wyśmienicie, zamieniając płytę stadionu w las rytmicznie wymachujących i klaszczących rąk.
Gorąca atmosfera panowała nawet w najdalszych sektorach stadionu, bo jak nie tańczyć, kiedy brzmi wibrująca basem wersja "Just Dance" i potężne "Deeper Underground"? Jay Kay był niekwestionowanym królem wieczoru, a właściwie wodzem, bo nawet na chwilę nie zdjął pióropusza. Wódz "Wielki Funk" nie żałował strun głosowych i dał dwugodzinny popis, idealny na finał dwudniowego święta muzyki.
Wódz "Wielki Funk" zakończył pomarańczowy festiwal
Prywatka z Plan B
Chwilę wcześniej publiczności zaprezentował się Plan B. Jeśli koncert Moby'ego był dyskoteką na kilkadziesiąt tysięcy osób, tak ten był równie dużą prywatką. A skoro to prywatka, to nie mogło zabraknąć klasyka "Stand by me". Sprzyjało to tańcowi w parach, ale występ miał też kilka ostrzejszych fragmentów. Słowem było eklektycznie.
Zanim na scenę wszedł Plan B, jeden z członków jego zespołu zaprezentował małą dawkę beatboxu, wplatając m.in.: elementy muzyki z filmu "Ojciec Chrzestny" oraz dyskotekowego hitu początku lat 90. "I Like to Move It".
"Czuję się Judaszem"
Przed koncertem lider Plan B, spotkał się z dziennikarzami. Brytyjski artysta potwierdził, że odbiega od wizerunku typowego rapera. Czarna marynarka, elegancka koszula, nienaganny krawat i wygłaszane z namysłem słowa. Zapytany, czy czuje się zdrajcą brytyjskiej sceny hiphopowej, odpowiedział: "czuję się Judaszem". - Hip hop miał się dobrze, a ja zacząłem go zmieniać. Z pewnością wpłynąłem na kształt brytyjskiej sceny - dodał.
Ponieważ w twórczości Plan B sporo społecznej publicystyki, musiało paść pytanie o Polakach w Wielkiej Brytanii. - Mam duży szacunek, do tych którzy przyjechali tu za pracą. Polacy to pracowici ludzie, wykonują dobrą robotę i są tańsi niż Brytyjczycy - stwierdził Ben Drew. Wspominał, też pierwszego Polaka, którego poznał jako 14-latek. - To był fantastyczny człowiek - podsumował.
Siostry na początek
Wódz "Wielki Funk" zakończył pomarańczowy festiwal
Drugi festiwalowy dzień rozpoczęliśmy razem z niewidzianymi razem na scenie od kilku lat siostrami Przybysz, które połączyły swoje siły specjalnie dla warszawskiej publiczności. Sistars zagrały jubileuszowy koncert z okazji 10-lecia powstania zespołu.
- Przyszliśmy tu do Was, a szliśmy długo. Nie wiemy jak to się stało, jaka kosmiczna siła przyprowadziła nas z kanciapy zbitej z desek, w której zaczynaliśmy 10 lat temu, na ten stadion. Wydaje mi się, że tą siłą jesteście Wy, bardzo Wam za to dziękujemy - mówiła wzruszona Natalia Przybysz. Potem ze sceny popłynęły dźwięki... "Spadaj". Refren zaśpiewała publiczność.
Sistars, ubrane w jasne powłóczyste suknie, chciały chyba przygotować publiczność na występ Jamiroquai, bo rozpoczęły swój set od bardzo funkujących kawałków, m.in.: "Boogie man".
Widać wyraźnie, że publiczność była za nimi stęskniona."Sutra" (zaśpiewana na kilkadziesiąt tysięcy gardeł) miała zakończyć występ Sistars. Prawa festiwalu wydawały się nieubłagane, ale publiczność nie dawała za wygraną. Na bis usłyszała "Na dwa".
"Sto lat" dla Sistars
Poza oklaskami siostry Przybysz usłyszały "Sto lat", w końcu to jubileusz. - Byliśmy wzruszeni - komentował po koncercie Bartek Królik, basista. - Jesteście dojrzalsi niż 5 lat temu i podobacie mi się bardziej niż kiedyś - dyrektor artystyczny festiwalu Piotr Metz pozwolił sobie na osobistą uwagę. Po gorąco przyjętym występie na konferencji nie mogło zabraknąć pytań o o kontynuację działalności pod szyldem "Sistars" i plany płytowe. - Mamy różne zobowiązania, otwarty duży front robót, a nowa płyta to rok wyjęty z życia. Na ten moment nie możemy stwierdzić, że wyjdzie - chłodził nastroje Marek Piotrowski, klawiszowiec Sistars.
Odwołany w ostatniej chwili
Kolejną gwiazdą na sobotniej liście miał być Mike Skinner, jednak odwołał występ. Zespół przesłał oświadczenie:
"Bardzo żałuję, ale nie jestem w stanie wystąpić na tegorocznym Orange Warsaw Festival. Oczekujemy dziecka i niespodziewane komplikacje przedporodowe zmusiły nas do pozostania przez weekend w szpitalu. Mam nadzieję, że festiwal będzie fantastyczny, bardzo liczyłem,że wystąpię, dziękuję za Wasze wsparcie.
Mike SkinnerThe Streets"
CZYTAJ RELACJĘ Z PIERWSZEGO DNIA FESTIWALU
Piotr Bakalarski/par