Policja zatrzymała 21-latka, który stał za fałszywym alarmem bombowym w Złotych Tarasach. Mężczyzna przyznał, że na numer policji dzwonił, bo "wkurzył się" na swojego szefa. Teraz grozi mu do 8 lat więzienia.
Policja pracowała nad sprawą od 15 października, gdy ktoś zaalarmował, że w centrum handlowym podłożono bombę. Wtedy trzeba było ewakuować kilka tysięcy osób, i zamknąć częściowo okoliczne ulice.
Były pracownik sklepu
- Policja i inne służby poniosły wysokie koszty przeprowadzenia sprawdzenia pirotechnicznego, nie mówiąc o stratach finansowych centrum – informuje Agnieszka Hamelusz, rzeczniczka śródmiejskiej policji.
Okazało się, że to był fałszywy alarm. Kryminalni przez dwa tygodnie ustalali, kto za nim stał. Ustalenia doprowadziły policjantów do 21-letniego Kamila K. – byłego pracownika jednego ze sklepów w Złotych Tarasach.
Był zaskoczony
W poniedziałek policjanci weszli do jego mieszkania na Pradze Południe. - Kamil K. był zaskoczony wizytą, ale nie stawiał oporu. Mężczyzna trafił do komendy przy ul. Wilczej. Tutaj przyznał się, że zadzwonił na numer alarmowy policji 15 października, bo wkurzył się na własnego szefa - relacjonuje Hamelusz.
A co z ewakuacją centrum, która miała miejsce 10 października? - Do fałszywego alarmu z tego dnia Kamil K. się nie przyznaje. Prowadzimy czynności w tej sprawie - zaznacza Hamelusz.
We wtorek mężczyzna usłyszał w prokuraturze zarzut spowodowania fałszywego alarmu, za co grozi do 8 lat więzienia. Jak mówi rzeczniczka centrum handlowego, nie wiadomo jeszcze, czy kierownictwo Złotych Tarasów będzie domagało się odszkodowania od "dowcipnisia".
EWAKUACJA Z 15 PAŹDZIERNIKA:
Zatrzymano Kamila K.
Ewakuacja Złotych Tarasów
ran//ec