Jeden z kandydatów na prezydenta Warszawy ogłosił niedawno, że chce by komunikacja w stolicy była darmowa. Ten pomysł, który zrealizowano w Tallinie , skomentował w programie "Tak Jest" na antenie TVN24 wiceprezydent Jacek Wojciechowicz.
- Oczywiście wszystko można obiecać. Można powiedzieć, że komunikacja, czy woda będzie za darmo. Pytanie na ile to tani populizm, a właściwie drogi populizm. To jest kwestia 800 mln zł w skali roku. Przy naszym budżecie trzeba te miliony gdzieś znaleźć – powiedział Wojciechowicz. Dodał, że by tak się stało trzeba by te pieniądze "zdjąć" z pomocy społecznej, oświaty, czy na przykład żłobków.
- W Europie poza Tallinem żadne z miast tego rozwiązania nie wprowadziło. Ani Berlin, ani Paryż, ani Londyn, ani Madryt, ani Rzym. Tallinn się zastanawia, czy się z tego pomysłu nie wycofać, bo efekty są dość mizerne – mówił wiceprezydent.
CZYTAJ O DARMOWEJ KOMUNIKACJI W TALLINIE
Gościem w studiu był również poseł PiS. Mariusz Antoni Kamiński bronił pomysuł wprowadzenia darmowej komunikacji w Warszawie. Twierdził, że jest on realny i brakujących pieniędzy wcale nie trzeba zdejmować z innych potrzeb. Skąd chce wziąć pieniądze na darmowe autobusy, metro i tramwaje?
"Można. Obliczyliśmy"
- Zwykłe reguły. Można to zrobić. Obliczyliśmy to. Udało się to w innych miastach europejskich i polskich. Ten kto płaci podatki będzie mógł jeździć darmową komunikacją. Spodziewamy się, że to będzie bardzo duży przyrost. Z tym od 8 lat nie potrafi sobie poradzić pani Hanna Gronkiewicz-Waltz i inni politycy PO. Jeżeli więcej osób będzie korzystało z komunikacji miejskiej to mniej osób będzie w samochodach – mówił Kamiński. Dodał, że to rozwiązanie korzystnie wpłynie na zmniejszenie korków w Warszawie.
- Żebyśmy uzyskali kwotę, o której mówi pan poseł, to tych dodatkowych podatników musiałoby być ponad 250 tysięcy. Jeżeli by tak było to jeszcze są koszty związane z nowym taborem. Jeżeli ma być więcej pasażerów to większy musi być tabor – mówił Wojciechowicz i dodawał, że na każdym kroku urzędnicy namawiają mieszkańców by rozliczali się w stolicy.
- Nawołujemy do tego by rozliczać podatki w Warszawie. Przecież to było przy okazji naboru do przedszkoli, czy przy karcie warszawiaka. To daje pewne efekty, ale trzeba być realistą – mówił Wojciechowicz i przyznał, że wątpi, że nagle 200 tysięcy ludzi pojawi się w urzędzie skarbowym w Warszawie.
lata/ec