Wczoraj "przykrywali referendum", dziś krytykują Platformę

Czy SLD poprze referendum?
Źródło: Marcin Gula, tvnwarszawa.pl

Po poniedziałkowej wpadce w sprawie "przykrywania referendum", SLD przekonuje, że jest w opozycji wobec PO, a wręcz stawia sobie za cel "odsunięcie jej od władzy". Ale w temacie referendum Sojusz wciąż hamletyzuje. Jest wobec niego sceptyczny.

W poniedziałkowym mailu do biura prasowego szef warszawskiego SLD Sebastian Wierzbicki apelował o ściągnięcie mediów na organizowany przez partię okrągły stół spółdzielców. Wydarzenie to miało też, trzymając się terminologii Wierzbickiego, "przykryć temat referendum". Efekt był jednak mizerny, bo zjazd licznej grupy spółdzielców do warszawskiej siedziby Sojuszu, nie ściągnął przedstawicieli czwartej władzy.

Opracować katalog problemów

Ale lewica nie przestała wierzyć w sens swojej inicjatywy. – Chcemy, aby został wypracowany model współpracy między SLD a spółdzielniami, a także opracowany katalog problemów warszawskiej spółdzielczości i poszukiwanie metod ich rozwiązania – tłumaczył tvnwarszawa.pl Sebastian Wierzbicki. Jakie problemy miał na myśli? - Największe z nich to ustawa i uchwała śmieciowa, problem nieuregulowanych stanów prawnych gruntów, brak miejscowych planów zagospodarowania przestrzennego, które utrudniają rozwój spółdzielni mieszkaniowych – wyliczał.

Szef stołecznych struktur SLD podtrzymał, że jego partia nie chce odwracać uwagi warszawiaków od referendum. - To tylko korespondencja wewnętrzna, gdzie używa się żargonu. Chodziło o to, żeby biuro medialne zadbało o odpowiednia oprawę wydarzenia, które planowaliśmy od dawna, na które rozesłano już zaproszenia – przekonywał Wierzbicki.

O "przykryciu referendum"

SLD już w koalicji, czy wciąż w opozycji?

Sojusz nie wierzy w referendum

Sojusz, jako jedyna partia opozycyjna w Radzie Warszawy, nie poparł zainicjowanego przez Wspólnotę Samorządową, projektu referendum w sprawie odwołania Hanny Gronkiewicz-Waltz. Ale złośliwe komentarze na temat przejścia SLD do koalicji, Wierzbicki nazywa niedorzecznością. Jak przekonuje, jego partia wobec prezydent stolicy jest niezmiennie negatywna. Dlaczego więc SLD wciąż nie włączył się w zbieranie podpisów?- Krytykujemy ją za szereg podwyżek, za bałagan inwestycyjny, czego dowodem są choćby problemy przy budowie II linii metra, za decyzje ograniczające środki w oświacie i pomocy społecznej. To są rzeczy na które nie ma zgody SLD, mówimy to zawsze, na każdej sesji. Celem numer jeden SLD w Warszawie jest odsunięcie Platformy Obywatelskiej od władzy. Niestety referendum i odwołanie Hanny Gronkiewicz-Waltz tego nie gwarantuje, ponieważ w jej miejsce Donald Tusk wprowadzi politycznego komisarza pozbawionego jakiekolwiek politycznej odpowiedzialności i mandatu wyborczego. Doprowadzi on Warszawę do jeszcze większej ruiny – przekonywał polityk.

Lista 300? "Wielkie kłamstwo"

Wierzbicki odniósł się do doniesień tygodnika "Uważam Rze". Przypomnijmy, pismo podało, że jako ostrzeżenie przed zaangażowaniem SLD w referendum, Sebastian Wierzbicki miał otrzymać listę 300 nazwisk działaczy SLD i ich rodzin zatrudnionych w ratuszu. – To jest jedno wielkie kłamstwo, mogę oddać swój samochód osobie, która jest w stanie udowodnić, że taka sytuacja miała miejsce. Z tego co wiem, nie ma takiej listy - powiedział szef warszawskiego SLD.

Przyznał jednak, że póki co, sprostowania do artykułu nie wystosowano.

Sebastian Wierzbicki o okrągłym stole spółdzielczości

bako//ec

Czytaj także: