Sąd Najwyższy rozpatrywał w środę kasację złożoną przez Prokuratora Generalnego. Chodziło o wyrok 25 lat więzienia dla Łukasza B. skazanego za brutalne zabójstwo dziennikarza Krzysztofa Leskiego w sylwestrową noc 31 grudnia 2019 roku.
- W tej sprawie wiemy właściwie tyle, ile powiedział nam i wyjaśnił skazany. On także ujawnił to zdarzenie, oddał się w ręce organów ścigania, nie będąc w tym czasie ścigany i wskazał na to, że jest sprawcą zabójstwa w Warszawie, które w tym czasie nie było jeszcze ujawnione - mówił w uzasadnieniu zapadłego w środę orzeczenia SN sędzia Jerzy Grubba.
Jak dodał sędzia Grubba, sąd nie dostrzegł w tej sprawie naruszenia prawa w postaci rażąco niskiej kary. - Nie jest to kwestia rażącego naruszenia prawa, tylko swobody kreowania wymiaru kary, które jest dana sądom instancyjnym - zaznaczył, uzasadniając oddalenie kasacji.
Zabójstwo w sylwestrową noc
Według Prokuratora Generalnego kara w tej sprawie była rażąco łagodna, nie spełniała wymogów prewencji indywidualnej oraz nie odzwierciedlała stopnia społecznej szkodliwości czynu.
Do zamordowania znanego dziennikarza Krzysztofa Leskiego doszło w sylwestrową noc 31 grudnia 2019 r. Mężczyznę zabił 33-letni wówczas Łukasz B., zadając mu kilka ciosów nożem w szyję. Sprawca, którego dziennikarz przygarnął pod swój dach, później przez kilka dni bez celu podróżował po kraju. Następnie sam zgłosił zabójstwo. O tym, że Krzysztof Leski nie żyje, policja dowiedziała się od B., gdy 6 stycznia 2020 r. wczesnym rankiem podszedł do funkcjonariuszy patrolujących Rynek Główny w Krakowie. Podał policjantom swoje dane i pytał, czy jest poszukiwany. Następnie oświadczył, że w noc sylwestrową pozbawił życia znanego dziennikarza. Ciało Leskiego ujawniono tego samego dnia, zostało znalezione w łóżku.
Na miejscu zbrodni sprawca zostawił kuchenny nóż, na którym były jego ślady biologiczne. Oskarżony od początku przyznawał się do winy, ale twierdził, że do zabójstwa Leskiego nakłonił go diabeł, którego spotkał po zażyciu "jakiejś tabletki".
Kasacja Prokuratora Generalnego
Warszawski sąd okręgowy skazał mężczyznę w kwietniu 2021 r. na 25 lat pozbawienia wolności za zabójstwo i kradzież mienia dziennikarza. Sąd Apelacyjny w Warszawie w grudniu tego samego roku utrzymał ten wyrok. Do obu orzeczeń w tej sprawie złożono zdania odrębne, w których wskazano na konieczność wymierzenia kary dożywocia.
W kasacji Prokurator Generalny wskazywał na bardzo wysoki stopień zawinienia sprawcy, który zadał śmierć bezbronnej ofierze. "Uczynił to bez żadnego, najmniejszego powodu. Zachowanie Łukasza B. szczególnie bulwersuje w świetle tego, że dziennikarz udzielił mu schronienia we własnym domu, ze wszech miar usiłując mu pomóc" - podawała prokuratura, informując w zeszłym roku o złożeniu kasacji. W kasacji wskazywano na "głęboką demoralizację sprawcy" oraz jego nieprzewidywalność.
Obrona, odpowiadając na kasację, wskazywała, że sprawca od samego początku przyznawał się do winy, a kara 25 lat więzienia nie jest mała i "na pewno nie jest rażąco niewspółmierna".
Sąd Najwyższy przyznał zaś w uzasadnieniu środowego orzeczenia, że materiał dowodowy, który udało się pozyskać, "nie jest wystarczający w tym stopniu, żebyśmy jako sędziowie sądzący tę sprawę mogli powiedzieć, dlaczego doszło do tego zabójstwa".
W środowej rozprawie przed sądem uczestniczył - za pomocą łącza teleinformatycznego z zakładem karnym - sam skazany. Łukasz B. odbywa karę w systemie terapeutycznym.
"Był bardzo ufny"
Krzysztof Leski karierę dziennikarską rozpoczął na początku lat 80. w prasie Niezależnego Zrzeszenia Studentów, a potem Agencji Solidarność. W stanie wojennym był internowany. Po 1989 r. publikował w "Gazecie Wyborczej", później przez wiele lat współpracował z TVP, gdzie prowadził m.in. "Wiadomości". Był korespondentem "The Daily Telegraph" i BBC. Publikował też m.in. we "Wprost", "Polityce" i "Press". Był synem Kazimierza Leskiego, pseudonim Bradl, żołnierza Armii Krajowej i uczestnika Powstania Warszawskiego. Spoczął na warszawskich Powązkach.
Jak pisano, Krzysztof Leski i jego zabójca poznali się jesienią 2019 r. w szpitalu, gdzie dziennikarz się leczył. To właśnie wtedy Leski miał zaproponować Łukaszowi B. możliwość zamieszkania w jego domu.
Jedna z przyjaciółek ofiary powiedziała później śledczym, że Leski "nie bał się zapraszać do siebie ludzi z ulicy", bo był bardzo ufny. Otwartości na ludzi miały go nauczyć zagraniczne podróże, gdzie często korzystał z tzw. couchsurfingu, czyli zakwaterowania u obcych osób w ich mieszkaniu. Z relacji jego przyjaciół wynikało, że dziennikarz żył tak od zawsze.
Źródło: PAP