Sąd uniewinnił w poniedziałek stołecznych urzędników, którzy usiedli na ławie oskarżonych w sprawie tragicznego wypadku w parku Praskim. Młoda kobieta w pogodny dzień wyszła z córką i partnerem na spacer. Kiedy matka z dziewczynką odpoczywały na ławce, runął na nie konar drzewa. Dziewczynka zmarła w szpitalu. Prokuratura już zapowiada apelację.
- Nie może być tak, że wychodzi kobieta do parku, nie ma wichury, nie ma sytuacji, kiedy podejmowała by ryzyko, ginie dziecko i nikt za to nie odpowie. Z naszego punktu widzenia, wyrok jest bulwersujący - skomentowała w rozmowie z nami Katarzyna Skrzeczkowska, rzeczniczka Prokuratury Okręgowej Warszawa-Praga. Zapowiedziała apelację.
Kilka osób na ławie oskarżonych
Do tragicznego wypadku doszło 20 sierpnia 2018 roku. Drzewo przewróciło się w parku Praskim na Olgę W. i jej sześciomiesięczną córkę Liliannę. Obie trafiły do szpitala. Niemowlę zmarło kilka dni później. Matka dziewczynki do dziś nie odzyskała sprawności.
Prokuratura wszczęła śledztwo w tej sprawie, ostatecznie stawiając zarzuty stołecznym urzędnikom. Proces toczył się przed Sądem Rejonowym dla Warszawy Pragi-Północ. Oskarżonymi w tej prawie były dwie specjalistki ds. ogrodnictwa stołecznego Zarządu Zieleni Miejskiej oraz były dyrektor ZZM Marek P.
Celinie Ch. i Agacie M. prokuratura zarzucała nieumyślnie niedopełnienie obowiązków i stworzenie stanu niebezpieczeństwa dla osób odwiedzających park Praski, bo w czasie gdy pełniły nad nim nadzór, nie wykryto, że pień klonu pospolitego był zaatakowany przez grzyba. Właśnie to drzewo runęło na Olgę W. i jej rodzinę.
Byłemu dyrektorowi stołecznego ZZM prokuratura zarzucała działanie umyślne. Marek P. nie dopełniał swoich obowiązków między innymi dlatego, że źle opracował wewnętrzną organizację oraz podział zadań pomiędzy poszczególne komórki organizacyjne, "niewłaściwie sprawował nadzór i nie zlecił działań mających na celu ocenę drzew", co skutkowało "znacznym obniżeniem bezpieczeństwa użytkowników parku Praskiego", zignorował też sygnały pracowników, którzy informowali, że jest ich za mało, by sprawować należyty nadzór nad drzewostanem.
"Był to bardzo, bardzo nieszczęśliwy wypadek"
Prokuratura domagała się dla oskarżonych urzędniczek roku i czterech miesięcy więzienia oraz dziesięciu tysięcy zadośćuczynienia dla rodziny Liliany. Z kolei dla byłego dyrektora roku więzienia w zawieszeniu na trzy lata oraz nawiązki w wysokości 50 tysięcy złotych.
O takie same kary wnosiła pełnomocniczka matki dziewczynki Magdalena Baś. Obrona z kolei stwierdziła w ostatnim słowie, że oskarżeni powinni być uniewinnieni.
Sędzia Dominika Ciszewska orzekła ostatecznie, że wszyscy oskarżeni są niewinni. - Był to bardzo, bardzo nieszczęśliwy wypadek i nie można przypisać żadnemu z oskarżonych w sprawie jakiegokolwiek sprawstwa - oceniła.
"Niestety grzyb, który zaatakował to drzewo, był wyjątkowo podstępny"
Uzasadniając wyrok zaczęła od urzędniczek. Wskazała, że obie oskarżone terenu, na który zostały przydzielone, nie znały wcześniej. Dopiero zaczynały w nim pracę. - Z materiału dowodowego wynika wprost, że wcześniej nie istniało coś takiego jak inwentaryzacja drzew - powiedziała sędzia i dodała, że urzędniczki nie mogły mieć wiedzy, że drzewo było chore.
- Zarząd Zieleni była to nowa jednostka, wszystko dopiero się tworzyło (jednostka powstała w październiku 2017 roku red.). Powstały zakresy obowiązków, które były cały czas zmieniane, były konsultowane - mówiła.
Argumentowała również, że wszyscy powołani w sprawie biegli byli zgodni, że urzędniczki nawet wizytując park, mogły nie zauważyć, że drzewo jest chore. - Ponieważ było w bardzo dobrej kondycji witalnej, było duże, zielone, ulistnione. Miało co prawda ubytki, jednak z opinii wszystkich biegłych wynika, że te czynniki samodzielnie nie dały żadnej podstawy do tego, żeby szczególną kontrolą je objąć - stwierdziła.
- Niestety grzyb, który zaatakował to drzewo, był wyjątkowo podstępny, jego owocniki pojawiają się na bardzo krótki okres, na dwa, trzy tygodnie w ciągu roku. Można tego nie zauważyć. Zdaniem sądu, nie można przypisać oskarżonym, że w tym krótkim odstępie czasu, w ciągu tych dwóch czy trzech tygodni, nie zauważyli tego konkretnego owocnika - dodała.
Punktowała również, że biegli wysnuli hipotezę, że być może drzewo tak szybko się osłabiło przez budowę metra, która toczyła się w pobliżu. - Drzewo zareagowało stresem i przez chwilę straciło swoją barierę ochronną - przypominała.
Sąd zdziwiony zarzutami dla byłego dyrektora
Jeżeli chodzi o zarzuty dla byłego dyrektora, sędzia powiedziała: - Sąd jest bardzo, bardzo zdziwiony, że zarzuty temu panu zostały postawione, ponieważ pracy pana Marka nie można nazwać inaczej niż imponującą.
Argumentowała, że nową jednostkę tworzył sam. - Jednej osobie zostało przydzielone tworzenie tej ogromnej jednostki - przypomniała i długo opisywała jego determinację i pasję z jaką pracował.
- Jak prowadziłam tę sprawę, jak analizowałam akta, to skojarzyło mi się to z katastrofa lotniczą, tutaj mieliśmy splot bardzo wielu okoliczności, które zostały połączone w jedną - skończyła sędzia.
Wyrok jest nieprawomocny.
Źródło: tvnwarszawa.pl
Źródło zdjęcia głównego: Artur Węgrzynowicz / tvnwarszawa.pl