Praca w roli pomocnika nauczyciela daje ukraińskim uchodźcom nie pieniądze, ale także stabilność, poczucie sensu i celu. Do pracy zgłaszają się nie tylko ci, którzy w ojczyźnie byli nauczycielami. - Pan, który na Ukrainie uczył studentów mechatroniki, w Polsce tłumaczy matematykę i gra z dzieciakami w siatkówkę - mówi Aleksandra Wojtaszek z Fundacji Polskie Centrum Pomocy Międzynarodowej.
Są trochę jak psycholog, a trochę jak korepetytor. Tłumaczą, dlaczego nie wolno w czasie lekcji trzymać nosa w smartfonie, choć przecież w szkole koło Charkowa pozwalali. I czym się różni kartkówka od klasówki i czego ten pan od matmy chce. W samej Warszawie pracuje już kilkaset asystentek i asystentów nauczycieli, a szkoły i przedszkola wciąż o proszą o kolejnych.
- Dziecko z dzieckiem to się zawsze dogada, ale w kontaktach z dorosłymi bywa już gorzej. Trzeba pomóc i to moja praca - opisuje krótko Julia, kiedyś nauczycielka matematyki w klasach I-IV na Ukrainie, a teraz asystentka nauczyciela w szkole podstawowej na obrzeżach Warszawy. Pomaga i starszym, których wkrótce czeka szkoła średnia, i maluchom, które zapodziały buty na zmianę. A często też rodzicom, którzy się w zawiłościach polskiego systemu oświaty nie odnajdują.
Przybyło 234 ukraińskich pedagogów w ciągu dwóch dni
Już wiosną dzięki porozumieniu stołecznego ratusza z Fundacją PCPM ponad dwustu ukraińskich nauczycieli i nauczycielek znalazło pracę w warszawskich placówkach oświatowych. Pracowali ze swoimi uczniami także przez lato. Teraz wrócili do swoich szkół, a fundacja prowadzi nabór kolejnych osób.
- W Pałacu Młodzieży w Warszawie prowadzimy rejestracje nauczycielek i nauczycieli-uchodźców z Ukrainy do pracy w polskich szkołach. W ciągu dwóch dni zostało zarejestrowanych łącznie 234 ukraińskich pedagogów. Wkrótce będzie kolejny termin - informuje Stanisław Ajewski z Fundacji Polskie Centrum Pomocy Międzynarodowej.
Aleksandra Wojtaszek z PCPM dodaje, że osoby pracujące - i chcące pracować - w polskich szkołach to nie tylko nauczyciele. I nie tylko nauczycielki. - Mamy ekonomistów, tłumaczy, małżeństwo emerytowanych wykładowców akademickich. Pan niegdyś uczył studentów mechatroniki, a teraz tłumaczy matematykę i gra z dzieciakami w siatkówkę - opowiada.
Poruszające historie oraz praca dająca poczucie sensu
Jako osoba, która przyjmuje zgłoszenia, Ola wysłuchała wielu poruszających historii. O domach i miastach na zachodzie Ukrainy, których już nie ma, o koszmarze Buczy, o mężach, którzy zostali.
- Mój nas na początku kwietnia dowiózł do granicy w Przemyślu. Potem wrócił, a ja z mamą i córką ruszyłam do Warszawy - opowiada Wita. Córce było najłatwiej. Chciała studiować w Polsce i od trzech lat uczyła się języka. Teraz poszła na zarządzanie na UW. Wita, jako nauczycielka, gdy dostała pracę z dziećmi, też poczuła sens. Najgorzej z mamą, bardzo tęskni. A i o godną pracę nie jest łatwo.
Asystenci nauczyciela - w zgodnej opinii osób, które w czwartek przyszły się zarejestrować w Pałacu Młodzieży - warunki mają godne. 25 złotych za godzinę na rękę, a godzin musi być sześć. Pensje wypłaca program Fundacji PCPM "Cash for Work".
Ale równie ważne jest to, że czują się potrzebne. Natalia, anglistka, tłumaczy, że ukraińskie dzieci po przyjeździe do Polski odnajdywały się dobrze, traktowały to jak przygodę, jednak teraz tęsknią. - I my mamy być trochę takim plasterkiem na tęsknotę – dodaje.
Przeczytaj także: Jadą do Ukrainy i już tam zostaną. Pięć stołecznych autobusów wyruszyło do Mikołajowa
Źródło: PAP
Źródło zdjęcia głównego: Shutterstock