Dwa zarzuty naruszenia nietykalności osobistej funkcjonariusza policji usłyszał w poniedziałek Paweł Tanajno, lider sobotniego protestu. W niedzielę adwokat zatrzymanego zapewniał, że nie ma ku temu podstaw. Sprawa trafiła przed sąd, który orzekł zwykły tryb postępowania. - Jestem pierwszym więźniem politycznym PiS-owskiego reżimu. Składam zawiadomienie o fałszywych oskarżeniach - mówił Tanajno w poniedziałkowym "Tak Jest".
Jak przekazał w poniedziałek po godzinie 13 Sylwester Marczak, rzecznik Komendy Stołecznej Policji, oba zarzuty dotyczą naruszenia nietykalności osobistej policjanta. Jest to przestępstwo z artykułu 222 Kodeksu karnego, za które grozi do trzech lat więzienia. Z uwagi na przyspieszony tryb czynności prowadzonych wobec podejrzanego, policja nie może wnioskować o zastosowanie środków zapobiegawczych, na przykład w postaci tymczasowego aresztu.
Sąd zajął się sprawą Tanajny jeszcze w poniedziałek. Potwierdził to jego pełnomocnik Jacek Wilk. - Paweł Tanajno, który zgodził się na podawanie nazwiska i pokazywanie wizerunku, jest cały czas osobą zatrzymaną i czeka w tej chwili na przekazanie do sądu, który zdecyduje o jego dalszym losie - powiedział adwokat przed godziną 14.
Normalny tryb postępowania
Rozprawa zakończyła się po godzinie 16.30 i - jak przekazał nam Wilk - sąd doszedł do wniosku, że nie da się rozpoznać sprawy w trybie przyspieszonym. - Jest zbyt dużo dowodów do rozpatrzenia i wymaga to dalszego postępowania. Sprawa idzie więc do normalnego trybu postępowania. Zobaczymy, czy policja i prokuratura będą podtrzymywały akt oskarżenia - poinformował adwokat.
Tanajno został zwolniony. - Sąd postanowił nie orzekać środków zapobiegawczych i zarządzić bezzwłoczne zwolnienie - wyjaśnił Wilk.
Sprawę skomentował również sam zainteresowany. - Tych czterech policjantów złożyło fałszywe oskarżenia, że byli szarpani i popychani przeze mnie. Ja, jako samotny spacerowicz po ulicy Świętokrzyskiej i przy pomniku Kopernika, zostałem otoczony przez 300 policjantów, którzy źle zidentyfikowali stan faktyczny. Myśleli, że dziennikarze, którzy mnie otaczają, są częścią zgromadzenia. Policja, ratując się przed blamażem, ośmieszeniem, że wobec jednego człowieka wystawiła 300 policjantów, zmusiła prawdopodobnie te osoby do fałszywego oskarżenia - powiedział Tanajno.
Zapowiedział również, że "nie da się zastraszyć i dalej będzie protestować". - Już nie tylko w sprawach przedsiębiorców, ale także o wolność w tym państwie i poszanowanie praw obywatelskich, prawa i konstytucji, żebyśmy nie skończyli pod dyktaturą Ziobry, Morawieckiego i Dudy - powiedział.
"Więzień polityczny PIS-owskiego reżimu"
Tanajno był gościem poniedziałkowego "Tak Jest" w TVN24. Określił siebie jako "pierwszego więźnia politycznego PiS-owskiego reżimu". - Absolutnie nic takiego nie miało miejsca, składam zawiadomienie o fałszywych oskarżeniach. Przeglądałem akta i to jest typowa ustawka. Nie wiem, kto na tych policjantach wywarł taką presję polityczną, że zmusił ich do fałszywych zeznań - dementował zarzuty o ataku na funkcjonariuszy.
Mówił też, że policjanci zachowywali się wobec niego w sposób nieuprawniony. - Ja nie wykonałem żadnej czynności agresywnej wobec policji, co jest raczej logiczne, jeżeli jestem sam i otacza mnie 300 policjantów w podwójnym kordonie, musiałbym być skończonym idiotą, żeby próbować jakiejkolwiek przemocy i sił wobec nich. Mam nadzieję, że zorganizowana grupa przestępcza, jaka działa w policji i próbuje realizować zamówienia polityczne PiS-owskiego reżimu, zostanie wkrótce ukarana i jak się zmieni prezydent, to już minister Kamiński nie będzie miał drugiej szansy na ułaskawienie. To jest absurdalne, że człowiek, który ma zarzuty o przekroczeniu obowiązków jako szef CBA teraz próbuje manipulować prawdopodobnie policją, aby zwalczać opozycję - mówił Tanajno.
Nigdy nie startował dla wyniku
Dodał, że dostał mnóstwo głosów wsparcia od policjantów. - Oni są załamani, że nie chcieli służyć takiej policji i są załamani, że ktoś ich plącze i oni znowu są tą samą policją, jaką byli za czasów PRL-u. Większość ludzi bardzo mi współczuła i mnie przepraszała - wskazał.
Tanajno zastrzegł, że sąd, który rozpatruje zatrzymanie nie bada meritum sprawy. - On tylko sprawdził czy na podstawie tych dokumentów, które miała policja, uprawdopodobniono zatrzymanie. Nie badał, czy byłem winny czy nie. Zatrzymanie na 48 godzin może się odbyć tylko po uprawdopodobnieniu. Policja przygotowała zeznania czterech policjantów, o tym, że ich szarpałem. Poza tym wszyscy powoływali się na to, że był to element zgromadzenia, a tak nie było i wszystkich działania były de facto nielegalne i nieuprawnione - zaznaczył.
Gośc "Tak Jest" powiedział również, że nigdy nie startował w wyborach dla wyniku. - Mój start jest związany z projektem aktywizacji przedsiębiorców. Przekształcił się dzięki bezmyślności rządu Mateusza Morawieckiego i fatalnie zorganizowanej kwarantanny w ożywienie takiego ruchu i świadomości obywatelskiej przedsiębiorców. I bardzo się z tego cieszę, to też jest ogromny sukces - wyjaśnił.
Dwie wersje zdarzeń
Paweł Tanajno został zatrzymany w sobotę podczas kolejnego protestu przedsiębiorców. Jak twierdzi stołeczna policja, Tanajno dwukrotnie dopuścił się naruszenia nietykalności cielesnej policjanta, które polegało między innymi na szarpaniu i popychaniu funkcjonariuszy. Inną relację przedstawił w niedzielę pełnomocnik zatrzymanego Jacek Wilk. Według niego, kiedy już sobotni protest dobiegł końca, Tanajno oraz kilku dziennikarzy zostali otoczeni przez policję i kilkukrotnie informowali, że chcą rozejść się do domów. Z relacji Wilka wynika, że Tanajno miał pytać, czy został zatrzymany, ale nie uzyskawszy żadnej odpowiedzi, próbował przejść przez kordon. - I w tym momencie został zatrzymany przez policjanta. To on fizycznie został przytrzymany, a nie odwrotnie. Nie ma żadnych uzasadnionych powodów, żeby stawiać mu zarzut naruszenia nietykalności. Taki zarzut można postawić osobie działającej z zamiarem umyślnym – powiedział Wilk.
Przekonywał też, że są nagrania, które to potwierdzają.
Marczak: działania policjantów były słuszne i prawidłowe
Do słów adwokata odniósł się na antenie TVN 24 rzecznik Komendy Stołecznej Policji. - Analizie nie podlegają tylko filmy, ale również świadkowie, a także przesłuchanie osób. Sąd ocenia cały materiał dowodowy. Jeżeli ktoś ocenia tylko na bazie nagrania, nie może być ekspertem. Jeśli chodzi o pana mecenasa, to nie spotkałem się jeszcze z takim adwokatem, który nie broniłby swojego klienta - powiedział Marczak.
W jego ocenie działania policjantów były "prawidłowe i słuszne". - Podkreślam jeszcze raz: jeśli będą powtarzać się tego typu sytuacje, kiedy wobec policjanta będzie kierowana agresja, skończy się to zatrzymaniem z naszej strony - stwierdził Marczak. I podkreślił, że gdyby działania policjantów związane z zatrzymaniem budziłyby wątpliwości, wówczas decyzja sądu byłaby inna.
Źródło: tvnwarszawa.pl, TVN24