Jest znawcą i krytykiem architektury piszącym w miesięczniku "Architektura Murator". Europa już raz się na nim poznała. W 2008 roku, wspólnie z Jarosławem Trybusiem dostał Złotego Lwa. Główną nagrodę Międzynarodowego Biennale Architektury w Wenecji otrzymał za "Hotel Polonia" - wystawę w pawilonie polskim. Jeśli pokonamy konkurencję, przez najbliższe pięć lat Grzegorz Piątek będzie "wiceprezydentem do spraw kultury" - właśnie wygrał przetarg na stanowisko kierownika artystycznego naszych starań o tytuł ESK.
Do czerwca musi przygotować program, który przekona komisję konkursową, że to właśnie stolica zasługuje na wyróżnienie. Chce pokazać Europie, że Warszawa - poza polityką i biznesem - ma do zaoferowania kulturę na wysokim poziomie.
Nie wierzycie? To świetnie się składa, bo Piątek chce przekonać także Was - warszawiaków. Otworzy dla Was muzea i teatry, sprawi, że sztuka przemówi "ludzkim głosem", a warszawkę lansującą się na wernisażach przegoni wyremontowanymi bulwarami wiślanymi po to, by na koniec wszyscy spotkali się w przyjaznej przestrzeni publicznej, o którą zadbają artyści i społecznicy. Wszystko po to, by pokazać, że Warszawa wcale nie jest "drugim Berlinem" - jest Warszawą i ma się czym pochwalić.
Karol Kobos: Do czego Europie potrzebna jest stolica kultury?
Grzegorz Piątek: Europa sama nie jest tego pewna i zastanawia się, jak odświeżyć całą ideę Europejskiej Stolicy Kultury. W ostatnich latach tytuł stracił nieco na znaczeniu, bo wiele miast wykorzystywało go tylko jako pretekst do zorganizowania całorocznego festiwalu - fajnego, ale w gruncie rzeczy bardzo zwyczajnego. Chcemy pokazać, że można to zrobić inaczej.
A jest się w ogóle o co starać?
Oczywiście że tak. Najbardziej prozaiczny powód, to zastrzyk gotówki, który wiąże się z tytułem. Budżet na działalność kulturalną do 2016 roku będzie po prostu znacznie większy.
Czyli chodzi o kasę?
Nie tylko. Tytuł jest nam potrzebny także po to, by zmienić wizerunek Warszawy. Dziś to miasto biznesu, kariery i polityki. Z tym kojarzy się większości Polaków i tak też postrzega nas Europa. Chcemy przekonać, że to nie cała prawda; że jest tu też bogata kultura. A tytuł będzie sporym ułatwieniem. Tym bardziej, że trzeba też przekonać do tego samych warszawiaków.
Bo wciąż panuje przekonanie, że "w tym mieście nic się nie dzieje"?
No właśnie. Kraków czy Wrocław wypracowały sobie wizerunek miejsc, do których zawsze warto przyjechać. Warszawa wcale nie ma słabszej oferty, ale ten wizerunek będzie dopiero budować.
Tytuł ESK będzie więc narzędziem promocji miasta?
Tak, ale znów nie tylko. Sam fakt jego przyznania wywoła presję polityczną i organizacyjną na wykorzystanie pojawiającej się szansy. A to pozwoli wzmocnić pozytywne procesy, które już się toczą, choć wciąż natrafiają na bariery administracyjne.
Zauważyłeś, że już po kilku tygodniach pracy dla ratusza zaczynasz mówić jak urzędnik?
Bo na razie nie mogę mówić o konkretnych pomysłach. Konkurencja nie śpi, więc szczegóły programu są tajemnicą. Musimy prosić o odrobinę cierpliwości i zaufania.
Trudno budować społeczne poparcie dla projektu owianego tajemnicą. Tym bardziej, że nie brakuje głosów, że Warszawie tytuł w ogóle nie jest potrzebny.
Zaufanie to jeden z tematów, na których opieramy nasz program - to akurat mogę zdradzić. Nie tylko zaufanie do nas, ale też szerzej - do siebie nawzajem. Innym problemem, z którym chcemy się zmierzyć jest uczestnictwo w kulturze. Z tym wciąż w Warszawie jest słabo.
Dlaczego?
Po pierwsze dlatego, że informacja nie dociera do warszawiaków. Po drugie dlatego, że ich nie stać albo - coraz częściej - tylko wydaje im się, że ich nie stać. Do tego dochodzi charakter metropolii pozbawionej naturalnego centrum. W mieście wielkości Wrocławia wychodzisz na duży rynek i masz poczucie, że "tu są wszyscy". W Warszawie to jest trudniejsze, bo jest rozciągnięta na wielkiej przestrzeni, bez wyraźnego centrum. Chodzi więc o to, żeby ludzie zaczęli orientować się na miejsca, gdzie można przebywać razem. Kultura ma pełnić rolę drogowskazu, nici łączącej przestrzenie zachęcające do bycia razem.
Ale trzeba mieć co łączyć. A w Warszawie ciężko znaleźć ławkę, na której można w spokoju posiedzieć.
Dlatego w naszej aplikacji są też plany fizycznych interwencji w przestrzeń miejską. Na przykład w bulwary Wiślane, które do 2016 roku będą już odnowione. Wiemy, jak je ożywić.
Kolejna tajemnica?
Na razie tak. Dużym problemem Warszawy jest też komunikacja niedostosowana do potrzeb. Nie pójdziesz do teatru na pięciogodzinne przedstawienie, jeśli nie masz potem jak bezpiecznie wrócić do Falenicy czy na Białołękę.
No ale za pieniądze na kulturę nie będziecie chyba uruchamiać nowych linii autobusowych?
Infrastruktura poprawi się niezależnie od tego, czy dostaniemy tytuł, głównie dzięki mobilizacji związanej z Euro 2012. Powstanie II linia metra, połączenie kolejowe z lotniskiem, umyte będą dworce, otwarty port w Modlinie.
Teraz to mówisz już jak polityk.
Ale to nie są moje obietnice - to już się buduje. Do 2016 roku skończone będzie Centrum Nauki Kopernik, powstanie Muzeum Historii Żydów Polskich, wkrótce można będzie budować Nowy Teatr, Sinfonię Varsovię.
Skoro jest tak dobrze, to może naprawdę ten tytuł nie jest nam potrzebny?
Mamy komfort, że nie musimy się martwić, czy do 2016 roku zdążymy zbudować np. teatr. Możemy się skupić na przygotowaniu dobrego programu, który zaciekawi i Europę, i Warszawę. Ta infrastruktura wypełni się wydarzeniami i - przede wszystkim - ludźmi.
Nasze problemy z uczestnictwem w kulturze i słabą komunikacją miejską mogą zainteresować Europę?
To nie są tylko nasze problemy. Dyskusja o partycypacji, o znaczeniu kultury dla miast i o sposobach jej finansowania toczy się teraz w całej Unii. Warszawa może zabrać w tej debacie bardzo ważny głos, także dzięki swoim słabościom, z którymi próbuje sobie poradzić.
To się zresztą już udaje: niezwykła aktywność ruchu Obywatele Kultury w Warszawie czy działająca przy miejskim biurze kultury Komisja Dialogu Społecznego to inicjatywy, które w Europie zostały docenione. Czas pokazać, że zamiast ściągać pomysły z Barcelony czy próbować stać się "drugim Berlinem", możemy szukać własnych rozwiązań.
Ale Warszawa lubi myśleć, że jest "drugim Berlinem", a kiedyś była "Paryżem Północy".
To fakt, mamy kompleksy i lubimy się tak dowartościowywać.
I Grzegorz Piątek, w ciągu czterech lat, z pomocą unijnych pieniędzy, w zgodzie z ratuszowymi procedurami zamieni te kompleksy w dumę?
Cztery lata to dużo czasu, ale realne efekty oceniać będziemy z perspektywy 2020 roku. Jeśli tylko nie wydarzy się jakaś ekonomiczna katastrofa, to o zaczynającej się teraz dekadzie będziemy wtedy mówić, jako o przełomie. Jestem tego pewien.
Naprawdę, tytuł ESK może mieć taki efekt?
Tu nawet nie chodzi o tytuł, tylko o to, że coraz więcej mieszkańców miasta zaspokoiło już podstawowe potrzeby bytowe i konsumpcyjne, i osiągnęło ten status, dzięki któremu mogą poświęcić trochę czasu na...
... oglądanie telewizji?
Mam nadzieję, że nie tylko.
To jak chcesz wyciągnąć ich z domu?
Może wcale nie trzeba ich wyciągać? Przecież mamy XXI wiek, jest internet. Można szukać nowych sposobów na dotarcie do ludzi.
Ale w internecie Warszawa wypada fatalnie. Strona urzędu miasta wciąż zawiera bardzo mało informacji o kulturze. A strona naszych starań o tytuł ESK też pozostawia wiele do życzenia.
Rzeczywiście, tu wciąż jest wiele do zrobienia. W takich sprawach należy oddawać inicjatywę organizacjom, które robią to lepiej od urzędu. Urząd nie musi dublować w internecie np. kalendarium wydarzeń kulturalnych, skoro ktoś już robi to lepiej.
Ludzie szukają dziś informacji na Facebooku albo w swoich komórkach. Tymczasem aplikacja "Kulturalna Warszawa" na telefon to obraz nędzy i rozpaczy. Dowiem się z niej, że od 2002 do 2009 roku przybyły 4 biblioteki, a ubyło 8 kin. Nowszych danych nie ma, za to w kalendarzu na luty jest jedno wydarzenie - konkurs rock and rolla imienia Billa Haleya. Bez godziny i adresu. Oczywiście wszystko tylko po polsku.
I właśnie dlatego potrzebny nam jest tytuł, który da "kopa" do uporządkowania tych spraw. ESK to nie jednorazowy spektakl, jak Euro 2012. Nie jest nastawiony tylko na promocję miejsca, w którym się odbywa, ani na zysk. My postrzegamy ESK jako element głębokiej, trwałej zmiany.
Euro też przyniesie zmiany. Choćby nowe stadiony.
Liczy się też, czy wychodzący z meczu kibice zdemolują Stare Miasto, czy pójdą radośnie świętować wynik.
Chyba pomyliłeś miasta. Warszawska Starówka, jak nie jest akurat demolowana, to jest martwa.
No dobrze, to idą na Nowy Świat czy na Foksal, nie na Stare Miasto. Ale ważne, że z Legii wychodzą 24 tysiące zwykłych ludzi, a nie 24 tysiące chuliganów. I tych ludzi po meczu widać na ulicach. A bycie razem, właśnie na ulicach, to jedno z tych zjawisk, które chcemy wzmacniać, tworząc szerszą ofertę i lepsze warunki. To się zmienia i to szybko. A tytuł ESK jest potrzebny, by podnieść tempo do kwadratu.
Podniesiecie do kwadratu Stare Miasto? Przecież tam wciąż rządzą starsi ludzie, którzy chcą świętego spokoju, a nie "europejskiej kultury".
Kłócą się, ale to znaczy, że obchodzi ich to, co ma się dziać wokół nich. To jest też rodzaj zaangażowania. Można je skierować na inny tor, niż skakanie sobie do gardeł. I znów pojawia się to bycie razem, którego się musimy uczyć.
Dlaczego tego nie umiemy?
Po części wynika to oczywiście z historii. Ale też szkoła wciąż uczy raczej konkurencji niż współpracy. To się mści na wszelkich zebraniach - od spotkania wspólnoty mieszkaniowej do sesji Rady Warszawy.
W Waszych planach dużo miejsca zajmuje współczesna sztuka krytyczna.
Warszawa staje się w tej dziedzinie ważnym ośrodkiem, m.in. dzięki Muzeum Sztuki Nowoczesnej. To jeden z naszych atutów. Nie mogło go zabraknąć w naszej aplikacji.
Ale to bardzo hermetyczna oferta, która nie przyciągnie nowej publiczności. Większości ludzi sztuka współczesna kojarzy się ze skandalami i prowokacjami albo - w najlepszym razie - z towarzystwem wzajemnej adoracji lansującym się na wernisażach.
To się da zrobić. Aurę elitarności da się zrzucić z wielu instytucji, które muszą się otworzyć na nowe grupy i profilować ofertę.
Jak Muzeum Chopina z osobną ścieżką dla dzieci, a osobną dla naukowców?
To jeden ze sposobów.
I ludzie zaczną z tego masowo korzystać?
W londyńskiej Tate Modern są tłumy zwykłych ludzi.
Jak zainteresować kulturą warszawiaków?
Znów muszę mówić ogólnikami i zasłaniać się tajemnicą. Chcemy postawić na działania lokalne, warsztatowe, przełamujące schemat artysta - publiczność, nastawione na komunikację w obu kierunkach. Szczegóły pojawią się, gdy ujawnimy konkretne projekty.
rozmawiał Karol Kobos
Źródło zdjęcia głównego: Mikołaj Długosz