W latach 30. XX wieku Polska żyła aferą warszawskich satanistów. Gazety rozpisywały się o wyuzdanych seksualnych orgiach, rytualnych morderstwach, rytuałach wtajemniczenia. Tylko czy to wszystko wydarzyło się naprawdę?
Pierwszego września 1930 roku cała ezoteryczna Warszawa huczała od plotek o rewizji w mieszkaniu Czesława Czyńskiego, hipnotyzera, jasnowidza, martynisty (był to ruch filozoficzny i religijny bazujący na gnostycyzmie) i mistrza Zakonu Białego Wschodu, człowieka wówczas o dużej sławie i równie wątpliwej reputacji. Bywalcy kawiarni na Nowym Świecie podawali sobie z rąk do rąk "Express Poranny" i czytali skonsternowani, że poprzedniego wieczoru dwaj oficerowie policji śledczej znaleźli w eleganckim, czteropokojowym mieszkaniu kompromitujące dokumenty, bluźniercze przybory liturgiczne ("ornaty, maski i szpady z kabalistycznymi literami"), a także zapisane szyfrem komunikaty z kabalistycznymi znakami o niepokojącej treści. ("Świat jest zły i jeśli go Bóg stworzył, to Bóg chciał zła. Jeśli on chciał zła, to jest Bogiem na odwrót. A jego imię Szeloszet!").
Oficerowie policji zebrali w jego mieszkaniu dwa kufry materiałów śledczych i przekonali prokuraturę do wszczęcia śledztwa w sprawie spisku warszawskich satanistów. Chcieli wyjaśnić tajemniczą falę samobójstw wśród osób rzekomo powiązanych z Czyńskim.
O zagadkowych samobójstwach i czarnych mszach napisało ponad 300 dzienników, tych jak najbardziej poważnych (np. "Gazeta Warszawska") i czerwoniaków, nastawionych na skandale. Chyba tylko jeden "Ilustrowany Kurier Codzienny" zachował pewną dozę zdrowego rozsądku.
Tropem czcicieli szatana podążył Jakuba Bożek, który dla Magazynu TVN24 przyjrzał się doniesieniom prasowym z lat 30.
Źródło: TVN24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24