Sprawę bezczelnej kradzieży wykryła dyrektor i wolontariuszki ze schroniska w Józefowie.
- Jednego dnia układałam puszki od darczyńców. Na drugi dzień już ich nie było, a wiedzieliśmy, że nasi podopieczni dostawali tego dnia inny pokarm. Pytałam pracowników i wolontariuszy, ale nikt nie potrafił powiedzieć, gdzie jest karma. W ciągu kilku dni sytuacja się powtórzyła. Po zaobserwowaniu niepokojących faktów postanowiłyśmy z wolontariuszkami zorganizować wieczorną obserwację w pobliskim lesie - wyjaśnia dyrektor schroniska Bożenna Rajczak w rozmowie z tvnwarszawa.pl.
Wpadły na gorącym uczynku
Jak przyznaje, obserwacja trwała kilka dni. - Poinformowałyśmy też o całej sytuacji policję. Jakie było nasze zdziwienie, gdy jednego wieczoru przed schronisko od strony lasu podjechał samochód z trzema kobietami, mieszkankami pobliskich miejscowości. Weszły na teren schroniska, a następnie chciały wrócić do samochodu z czterema kartonami z karmą dla kotów - relacjonuje dyrektor. Jak wyjaśnia, kobiety na teren schroniska wpuścił jeden z pracowników. Mężczyzna wyłączał też kamery, aby nie nagrały one sprawczyń. - To szczególnie przykre, bo ten pan pracował u nas od lat - przyznaje dyrektor.
Wolontariuszkom udało się zatrzymać sprawców na gorącym uczynku. - Bardzo pomogli nam policjanci z Jabłonny i Legionowa, którzy szybko pojawili się na miejscu - podkreśla dyrektor.
Skradziono pół tony karmy
Ponadto, okazało się, że złodzieje odwiedzali schronisko systematycznie. - Na podstawie monitoringu ustaliliśmy, że od grudnia w schronisku mogło dojść do 8 kradzieży - podaje dyrektor. Wstępnie straty zostały oszacowane na 5 tys. złotych.
Policjanci z Jabłonny badają teraz dokładne okoliczności kradzieży. - Na chwilę obecną zarzut kradzieży usłyszał 57-letni pracownik schroniska. Przyznał się do winy. Czyn, którego się dopuścił, zagrożony jest karą więzienia od trzech miesięcy do pięciu lat - informuje nadkom. Artur Bartczak z legionowskiej policji. - Ustaliliśmy, że do kradzieży dochodziło też wcześniej. Oszacowano, że łącznie ze schroniska zginęło ok. 500 kg karmy - podkreśla.
Policjant nie wyklucza, że niebawem kolejne osoby usłyszą zarzuty. Z kolei dyrektor schroniska informuje, że 57-latek został już wyrzucony z pracy.
"Przykra i bulwersująca"
- Cała to kradzież jest bardzo przykra i bulwersująca. Szczególnie że ostatnio żyjemy tylko z darów. Nie wiem, jakim trzeba być człowiekiem, żeby kraść karmę dla bezdomnych zwierząt - komentuje Rajczak.
Na początku grudnia pisaliśmy o kradzieży psa ze schroniska na Paluchu:
Zdarzenie nagrała kamera monitoringu
jk/sk
Źródło zdjęcia głównego: TVN24