Temperatura politycznych sporów na Białołęce nie spada. Podczas poniedziałkowych obrad rady dzielnicy doszło do karczemnej awantury. – Jedna z radnych została pobita przez mieszkańca. Sprawa trafiła na policję – relacjonuje świadek zdarzenia.
- To nie była żadna kontrowersyjna sesja. Głosowano nad zmianami w komisjach i nowymi nazwami ulic. Atmosfera była jednak bardzo gorąca – opisuje jedna z uczestniczek sesji. Jak dodaje, na sali obrad było wielu mieszkańców. – Uniemożliwiali prowadzenie sesji. Gwizdali, buczeli, włączali głośną syrenę alarmową – relacjonuje. Kilka osób nagrywało całe zdarzenie telefonem komórkowym. Jedną z nich była radna Agnieszka Borowska (klub PO). - Wśród publiczności było około 16 osób. Część zachowywała się po prostu agresywnie. Podeszłam do tych ludzi, chciałam zobaczyć z kim mamy do czynienia. Nagrywałam całe zajście – przyznaje sama zainteresowana. - Nagle podskoczył do mnie pewien mężczyzna. Uderzył mnie w rękę wytrącając aparat. Telefon spadł na podłogę – dodaje.
Cała sprawa została zgłoszona na policję.
- Jestem zdenerwowana na całą tę sytuację. Nie tylko ze względu na cielesny czy psychiczny dyskomfort. Uważam, że jako radni powinniśmy normalnie pracować, działać w komisjach. A przez takie zachowanie nie możemy. To za daleko zaszło. Jestem radną od sześciu lat. Wcześniej nie dochodziło do takich incydentów – mówi.
Policja potwierdza. - Wczoraj wpłynęło zawiadomienie od mieszkanki Białołęki w sprawie naruszenia nietykalności cielesnej. Jest prowadzone postępowanie w tej sprawie – powiedziała Paulina Onyszko z białołęckiej komendy.
Ostra walka polityczna
Radni PiS przedstawiają zdarzenie w zupełnie innym świetle. „Galeria wstydu - radni PO Agnieszka Borowska, Paweł Tyburc oraz Zbigniew Madziar atakują mieszkańców robiąc im nielegalnie zdjęcia i strasząc. Tak białołęcka PO traktuje mieszkańców, którzy domagają się przestrzegania prawa” - napisał w mediach społecznościowych Wiktor Klimuk (PiS). Wypomniał też Platformie, że „notorycznie łamie prawo” i że czwartkowa sesja została zwołana niezgodnie z procedurami. Białołęka to dzielnica, gdzie zacięta walka o władze trwa od kilkunastu miesięcy. W ubiegłym roku, w październiku, rządząca tam Platforma Obywatelska straciła większość. Trzech radnych opuściło klub i – jako radni niezrzeszeni – stworzyli koalicję z Prawem i Sprawiedliwością oraz innymi radnymi niezależnymi. Mając większość w radzie próbowali odwołać burmistrza Piotra Jaworskiego – nieskutecznie. Władze miasta nie uwzględniały bowiem decyzji nowej większości. Ostatecznie Jaworski do dymisji podał się sam. Platforma przekonała do siebie trzech radnych niezależnych (Piotra Basińskiego, Marcina Adamkiewicza i Filipa Pelca), odzyskała większość i wybrała nową burmistrz Ilonę Soję-Kozłowską. Problemy jednak nie zniknęły. Trwa ostry spór o stanowisko przewodniczącego rady dzielnicy. Obecnie sprawuje je Anna Majchrzak z PO. Radni PiS przekonują jednak, że fotel przewodniczącego należy się Wiktorowi Klimiukowi z ich partii, bo Majchrzak już raz została odwołana.
Klimiuk ma po swojej stronie wojewodę mazowieckiego Zdzisława Sipierę (z PiS), a także korzystny wyrok sądu administracyjnego, o którym pisaliśmy na tvnwarszawa.pl. Co ciekawe, na poniedziałkowej sesji Anna Majchrzak zgodziła się przekazać prowadzenie obrad radnemu Klimiukowi. Jak całe zajście komentują koalicjanci Platformy? - Jako radni bezpartyjni wyszliśmy z konstruktywną propozycją wspólnych obrad uznawanych przez wszystkie strony. Jednak zostało to odrzucone. Przewodniczący uznawany przez PiS od razu przerwał sesję, doszło do awantury. Białołęka pada ofiarą partyjnych przepychanek. Wzywamy do opamiętania, dla dobra dzielnicy i jej mieszkańców – powiedział nam Piotr Basiński (IMB).
kw/mś