Pasmo nieszczęść - tak można podsumować pierwszy tydzień po referendum, które Hanna Gronkiewicz-Waltz przegrała i wygrała zarazem. Awaria schodów w metrze, wyłączone światła na nowootwartej Nowolazurowej, a potem falstart prac na Trasie AK.
Do tego doszły informacje o nagrodach dla urzędników, których miało już nie być, niepokojące wyniki ekspertyzy na temat mostu Północnego i wątpliwości wokół finansowania budowy II linii metra. I to wystarczyło, by warszawiacy zaczęli sobie zadawać pytanie, gdzie podziała się Hanna Gronkiewicz-Waltz z ostatnich tygodni przed referendum - skuteczna, rzeczy niemożliwe załatwiająca od ręki.
"Nie panuje nad sytuacją"
Opozycja nie mogła nie zareagować. - Teraz Ratusz jest oburzony tą sytuacją [na Trasie AK - red.], że nic nie wiedział. Nie, po prostu Hanna Gronkiewicz-Waltz nie panuje nad swoimi urzędnikami – skomentował Maciej wąsik, przewodniczący klubu radnych PiS w Radzie Miasta.
Z kolei Anna Nehrebecka-Byczewska (PO) odpowiada ironicznym pytaniem: - Ja rozumiem, że Hanna Gronkiewicz-Waltz powinna stać na moście i dyrygować ruchem, że powinna samodzielnie układać asfalt, że powinna samodzielnie kopać tunel, prawda?
Do śmiechu nie jest radnemu, który pytał ratusz o premie. - Okazało się, że do referendum tych informacji nie uzyskam tylko dlatego, że mogłyby one wpłynąć na decyzję mieszkańców Warszawy - Jarosław Krajewski z PiS.
Kumulacja, która mogła zmienić wynik
Serię pechowych wydarzeń skomentował największy oponent prezydent i inicjator referendum Piotr Guział.
- Gdyby to wszystko nastąpiło przed referendum, ta kumulacja mogłaby przesądzić o jego wynikach. Pojedyncze wydarzenie nie, bo takich wpadek było mnóstwo. Zresztą one udowadniają, że po pierwsze w polityce trzeba mieć szczęście - ocenił lider Warszawskiej Wspólnoty Samorządowej.
bf/roody