Pierwsze słowa na konferencji prasowej Donald Tusk skierował do warszawiaków, którzy nie poszli do urn w ostatnią niedzielę. - Dziękuję za cierpliwość i wyrozumiałość - powiedział premier. Dodał, że rozumie rosnące niezadowolenie mieszkańców stolicy, ale - jak zauważył - "jak się dużo robi, można popełniać błędy".
Donald Tusk odniósł się także do organizatorów referendum. Zdaniem szefa rządu powody organizowania referendum "nie były szlachetne". - O Warszawę to tu chodziło w najmniejszym stopniu - stwierdził premier.
Niekonstytucyjne warunki?
Tusk odniósł się też do zarzutów Jarosława Kaczyńskiego. Zdaniem prezesa PiS działania polityków PO, którzy zniechęcali warszawiaków do absencji wyborczej, były niekonstytucyjne.
- Nie słyszałem zarzutów o niekonstytucyjność, kiedy zwróciłem się do warszawiaków - powiedział szef rządu. Zdaniem premiera te zarzuty są powodem przegranej, jaką w niedzielę w referendum poniosło Prawo i Sprawiedliwość. - Rozumiem trochę ich rozgoryczenie - dodał Tusk.
Pytany, czy PO wyciągnie wnioski i konsekwencje z "żółtej kartki", jaką Gronkiewicz-Waltz dostała, premier odparł: - Żółte kartki świadczą o tym, że ktoś się stara i walczy.
Stwierdził również, że "wyrzutem sumienia" jest dla niego 20 tysięcy byłych zwolenników PO, którzy w niedzielę chcieli odwołania Hanny Gronkiewicz-Waltz. Dużą absencję wyborczą Donald Tusk uznał zaś za sukces. - Od większej grupy warszawiaków otrzymaliśmy znak wsparcia. Ludzie docenili nasz wysiłek. A co może powiedzieć gospodarz Ursynowa? Jaką on dostał kartę? - zakończył premier, odnosząc się do inicjatora referendum, burmistrza Ursynowa Piotra Guziała.
dln