"To miasto trzeba pozszywać"

fot. Maciej Wężyk/tvnwarszawa.pl
fot. Maciej Wężyk/tvnwarszawa.pl

W rankingu miast PricewaterhouseCoopers pod względem jakości życia stolica znalazła się na drugim miejscu, za Białymstokiem. W rankingu międzynarodowym, zorganizowanym przez firmę konsultingową Mercer, jest dopiero na 84 miejscu. Czy Warszawa to dobre miasto do mieszkania? To pytanie zadaliśmy urbaniście Janowi Rutkiewiczowi.

Jan Rutkiewicz jest m.in. współautorem koncepcji budowy dzielnicy uniwersyteckiej rozciągniętej aż do Portu Praskiego, autorem uchwalonego niedawno planu zagospodarowania rejonu ul. Okopowej, a także orędownikiem przykrycia Trasy Łazienkowskiej.

W latach 1990-1994 był burmistrzem dzielnicy Warszawa - Śródmieście.

Korki, tłok w komunikacji miejskiej, brak obwodnic, tylko jedna linia metra - wiele osób uważa, że w Warszawie ciężko się mieszka. Z czego to wynika?

W Warszawie już przed wojną rozwijał się przemysł. W PRL powstały wielkie dzielnice przemysłowe: Huta, FSO, fabryki na Woli i Służewcu. Po 1989 cześć z nich upadła. Z czasem zaczęła zmieniać się ich funkcja. Dzisiaj mamy przypadkowo rozrzucone centra handlowe, dzielnice biurowe i wygrodzone osiedla. Jednak infrastruktura, szczególnie komunikacyjna, nie była do tego przygotowana.

Do tego stolica jest miastem o bardzo ekstensywnej zabudowie. Dla przykładu - Barcelona ma tyle samo mieszkańców co Warszawa, ale zajmuje 100 km kwadratowych. My mamy ponad 500 km kwadratowych. To wiele spraw komplikuje, a rozrzucenie zabudowy na ogromnym obszarze wymusza nieracjonalną skalę dojazdów.

Jest daleko, więc wszędzie chcemy jeździć samochodami?

Między innymi. Ale komunikacja to nie tylko drogi. W Warszawie mniej opłaca się budować metro niż w miastach o bardziej intensywnej zabudowie. Budowa podziemnej kolei jest bardzo droga i ma sens tylko wtedy, gdy obsługuje gęsto zaludnione obszary.

Ale komunikacja to też nie wszystko. Warszawa wydaje znacznie więcej na ogrzewanie niż np. Sztokholm, mimo, że średnia temperatura w Skandynawii jest niższa niż u nas. Duże środki pochłania przesył ciepła na bardzo duże odległości i zapobieganie stratom.

Może komunikcja to nie jedyny problem, ale chyba najwięcej mówi się o Warszawie właśnie w kontekście korków i słabych dróg.

Bo lobby samochodowe jest silne i głośne. Ale większość ludzi w Warszawie nie używa samochodów. Podstawowym sposobem poruszania się po mieście jest chodzenie pieszo, a na większe odległości - komunikacja miejską. Dlatego powinniśmy dążyć do uzupełniania miejskiej zabudowy na obszarze śródmiejskim wszędzie, gdzie to możliwe. Bo po intensywnie zabudowanych obszarach łatwiej poruszać się właśnie w ten sposób.

Nieżyjący już urbanista Andrzej Kiciński także proponował tunel Wisłostrady i zejście miejskich funkcji nad Wisłę, przykrycie trasy Łazienkowskiej i reprezentacyjne zagospodarowanie Jazdowa. Chodzi o to, by mieszkańcy mogli żyć w dobrze zaprojektowanej, przyjaznej przestrzeni, niepoprzecinanej arteriami komunikacyjnymi. Kiciński takie działania nazywał "zszywaniem miasta" - sprawianiem, by stało się ono przyjazne pieszym.

Ale przykrywanie trasy jest drogie, a pieniędzy z tego nie ma. Bo nad trasą nie można nic zbudować.

Ten problem trwa już od wielu lat. Polskie ustawodawstwo nie pozwala na wydzielenie odrębnej własności w warstwach gruntu. Nie można ustalić osobnej własności dla trasy Łazienkowskiej i ewentualnej zabudowy tam, gdzie byłaby ona przykryta.

Ale to wcale nie znaczy, że nie można budować. Centrum Nauki Kopernik powstało przecież nad Wisłostradą. Chodzi o to, że żaden prywatny inwestor nie wyłoży pieniędzy na coś, co do niego nie należy i może nigdy nie będzie. Żaden bank nie zabezpieczy też finansowania takiej inwestycji. Dlatego nad trasą Łazienkowską próbuje się upchać za państwowe pieniądze Muzeum Historii Polski (to jest zresztą drastyczny błąd lokalizacyjny), ale już prywatni deweloperzy nie będą mieli tu czego szukać. Chyba, że zmieni się prawo, nad czym politycy pracują od wielu lat.

To czemu przed laty proponował Pan, zresztą skutecznie, przykrycie Wisłostrady, a teraz przygotował Pan plan zagospodarowania zakładający jednoczesną budowę tunelu i osiedla nad nim położonego wzdłuż ciągu Okopowej?

Na początku lat 90. z urbanistą Jerzym Illasiewiczem robiliśmy nowelizację planu Śródmieścia. Jednym z założeń było zejście dzielnicy uniwersyteckiej nad Wisłę. Miasto zleciło nam opracowanie koncepcji. Objęła ona swoim obszarem nie tylko Powiśle, ale też część Pragi z Portem Praskim włącznie.

Koncepcja zakładała m.in. schowanie Wisłostrady i zabudowę uniwersytecką od skarpy aż do Wisły. Muszę przyznać, że to moja porażka. W Porcie nie powstaje nowe centrum Pragi, a mimo powstania Biblioteki Uniwersyteckiej i Centrum Nauki Kopernik - to ciągle nie jest dzielnica uniwersytecka. Uniwersytet i Wisła wciąż nie zostały "zszyte", a poza CNK nad tunelem nie udało się nic więcej zbudować.

Na Okopowej nie będzie tak samo?

W planie wprowadziliśmy zapis o związaniu i uzależnieniu budowy tunelu od możliwości jego nadbudowy. Dzięki temu miasto nie będzie musiało płacić za budowę tunelu, bo zostanie on sfinansowany przez inwestora całych kwartałów miejskiej zabudowy nad nim.

Ale przecież w obecnej rzeczywistości prawnej ten plan jest niewykonalny.

Dziś nie, ale planujemy w perspektywie kilkudziesięciu lat. Zakładam, że w najbliższych latach prawo zostanie zmienione i plan stanie się możliwy do realizacji.

Z Janem Rutkiewiczem rozmawiał Maciej Czerski

Czytaj także: