- W latach 50-tych, w początkowej fazie budowy metra, zastosowano metodę studni opuszczanej, która pogłębiana była poprzez betonowanie jej od góry, przy jednoczesnym wybieraniu ziemi z wykopu - tłumaczy, na podstawie wspomnień inż. Jerzego Twardo, Paweł Siedlecki z biura prasowego metra warszawskiego.
Walka z wodą
Studnia miała 6 metrów średnicy i ściany o grubości 1 metra. Ziemię wtedy wybierano ręcznie, a później kubłami transportowano ją na powierzchnię.
Już wtedy budowniczym się we znaki dawały wody gruntowe.
- Technikę stosowano do głębokości około 15 metrów w warunkach warszawskich, choć w miarę opuszczania studni, coraz trudniej było ją utrzymać w pionie, ze względu na wodę gruntową - zaznacza Siedlecki.
Przy dalszym pogłębianiu powstawało odchylenie pionu szybu, dlatego 15 metrów pod ziemią zakładano specjalny strop kesonowy. Dzięki temu nie dopuszczano wody gruntowej do studni.
- Pod osłoną kesonu wybudowano wyjście poziome tunelu (tzw. podszybie), w którym zamontowano dwie śluzy w kształcie walca o długości 6 metrów i średnicy 2 metrów każda. Dolną wykorzystywano do transportowania materiałów i wydobywania urobku. Górna umożliwiała przejście do komory roboczej z normalnego do podwyższonego ciśnienia i pełniła funkcję śluzy awaryjnej - przypomina Siedlecki.
Dopiero po takich przygotowaniach można było zacząć drążenie tunelu.
ran/mz
Źródło zdjęcia głównego: Archiwum Metra Warszawskiego