W Rumunii legioniści zaczęli bojaźliwie, jakby bez wiary w swoje umiejętności. Szybko przekonali się, że piłkarze Steauy to nie są geniusze piłki. Z Bukaresztu wywieźli korzystny remis 1:1.
- O takim wyniku marzyliśmy. Teraz wszystko jest w naszych rękach - nie ukrywał trener Legii Jan Urban.
Wieczorem teoretycznie jego zespołowi wystarczy bezbramkowo zremisować, aby po 17 latach polski klub ponownie znalazł się w elitarnej lidze.
Czy marzenia o awansie są realne? Są podstawy do tego, żeby tak sądzić - nie tylko wynik z pierwszego meczu, ale też dobra gra Legii w drugiej połowie w Bukareszcie oraz rewanż na własnym stadionie.
Wprawdzie UEFA zamknęła Legii na wtorkową bitwę jej serce, czyli "Żyletę", ale wieczorem na stadionie przy Łazienkowskiej dopingu nie zabraknie. Najzagorzalsi kibice stołecznego klubu usiądą vis-a-vis swojej trybuny.
W szatni pełna mobilizacja
Urban zapewnia, że w jego szatni mobilizacja jest najwyższa. Wszyscy doskonale wiedzą, co spoczywa na ich barkach i o co grają.
- Możemy zapisać się w historii polskiej piłki i przede wszystkim w historii klubu. Także ważne są finanse, choć o nich przed meczem nie myślimy. Naszym głównym celem jest wyzwanie sportowe i pokonanie rywala - zapowiedział.
O historię i duże pieniądze
Za awans do fazy grupowej LM skarbnik Legii może zaksięgować wpłatę co najmniej 8,6 mln euro. W razie niepowodzenia zagra w Lidze Europejskiej.
W historii Ligi Mistrzów tylko dwa polskie kluby grały w fazie grupowej. W sezonie 1995/96 Legia, a w kolejnym Widzew.
Początek meczu o godz. 20.45
Trener Jan Urban i Marek Saganowski
twis//b