- A mój ojciec był ubekiem! - krzyknęła pijana dziewczyna, gdy w poniedziałek ze sceny na Placu Konstytucji przemawiał Robert Winnicki, szef Młodzieży Wszechpolskiej.
O 20:00 rozpoczęła się manifestacja, a na placu było nie więcej niż 350 osób. Właśnie dlatego jej głos było dobrze słychać. Przemawiający zawiesił na chwilę monolog, ale niezmieszany mówił dalej: - Jest hańbą, że do tej pory Jaruzelski nosi tytuł generalski. Jesteśmy tu po to, by mówić o tych, którzy ginęli mordowani przez Sowietów i ich polskich pomocników.
Tłum odpowiedział gromkimi oklaskami i okrzykiem "Chwała bohaterom!". Entuzjazm wzbudziły także przemówienia dotyczące rozliczenia Okrągłego Stołu, dekomunizacji i lustracji. Ludzie, jak w latach 80-tych, skandowali "Precz z komuną!". Wokół małej sceny, na której wyświetlano zdjęcia z czasów walki z ZOMO, z minuty na minutę ludzi było coraz więcej.
"Nigdy nie byłem ani lewy, ani prawy"
Na placu Konstytucji można było spotkać Młodzież Wszechpolską, "obrońców krzyża", garstkę osób z krzyżami celtyckimi na szalikach,czy też miłośników Narodowego Odrodzenia Polski. Były też rodziny z dziećmi, kombatanci i - niespodziewanie - legenda warszawskiej muzyki punkowej Robert Brylewski, który zagrał krótki koncert z zespołem Kryzys.
- Dostaliśmy zaproszenie, dlatego się pojawiliśmy. Nie unikamy trudnych sytuacji. Jesteśmy zespołem na trudne chwile. Nie powiem, że to jest moje środowisko, ale przyświeca mi zasada "porozumienie ponad podziałami". Nigdy nie byłem ani lewy, ani prawy. Jestem z Warszawy - powiedział Robert Brylewski. Gdy dopytałem, czy wybiera się pod dom Jaruzelskiego, szybko zaprzeczył. - To ślepa uliczka - przyznał i dodał: - Nie sprawdzam, kto jest na moim koncercie, dopóki nikt nie robi "Heil Hitler".
W rzeczywistości na poniedziałkowym koncercie Kryzysu było dużo rodzin o poglądach prawicowych. - Przyszedłem pokazać, że narodowcy nie wywołują zamieszek. Trzeba uczcić ofiary stanu wojennego - mówił Rafał, który na plac Konstytucji przyszedł z mamą.
- Jesteśmy rodziną patriotyczną. Dzień zaczęłam od rorat z moimi młodszymi dziećmi. Potem byłam w pracy, a kończę ze starszym synem na koncercie upamiętniającym ofiary 13 grudnia 1981 r. Ta rocznica jest ważna dla historii naszej ojczyzny. Ode mnie ze szkoły był Grzegorz Przemyk - powiedziała mama Rafała i dodała, że nigdy wcześniej nie była przed domem generała Jaruzelskiego.
"Stan wojenny jak najazd Hitlera"
Zupełnie inaczej niż pani Maria, 80-letnia staruszka ze Śródmieścia ("proszę napisać, że z ul. Mokotowskiej"), która gdy tylko może, w rocznicę 13 grudnia chodzi przed dom generała.
- Stan wojenny wspominam bardzo boleśnie. Przypominał mi najazd hitlerowski. To nieprawda, że Jaruzelski wprowadził go ze strachu przed Ruskimi. Jak młodzież ma się uczyć o stanie wojennym, jeżeli niektórzy uważają, że to była dobra decyzja? - mówiła pani Maria i około 22:00 razem z całą manifestacją ruszyła w stronę ul. Ikara, przy której stoi willa generała Jaruzelskiego.
Gdy tylko tłum pojawił się na placu Zbawiciela, wybuchła pierwsza petarda. Na szczęście pierwsza i ostatnia. W czasie marszu nikt nie palił też rac, mimo że do pochodu zaczęli dołączać coraz to liczniejsi zakapturzeni kibole. Im dalej od czoła manifestacji, którą prowadzili kombatanci, tym okrzyki były bardziej plugawe. Obrażano Donalda Tuska, Jolantę Kwaśniewską i policję. Pojawiły się okrzyki o "zakazie pedałowania", "eutanazji dla pedałów", czy przyśpiewka o "ruskiej k*****" na stadionową melodię "ole ole ole". Duch patriotyczny wyraźnie opadł. Nie zmieniło tego nawet śpiewanie "Roty". Ta musiała niektórych irytować. - Co to, jakaś cepelia? - wyśmiewał uczestnik, obok którego szedłem. - Niech nasi przejmą mikrofon! - krzyczał do kolegów.
"Wychodź szczurze!"
Przy ul. Ikara na manifestantów czekało zaskoczenie. Jak się okazało, policja odgrodziła dostęp do domu pod numerem 5, w którym mieszka Jaruzelski. Właśnie dlatego pochód podzielił się. Część ludzi została przy Puławskiej, inni ulicą Idzikowskiego dostali się na Ikara. Tam o północy odśpiewano hymn i odczytano nazwiska ofiar stanu wojennego. Gdy padało nazwisko zabitej osoby, tłum odpowiadał "Zginął za wolną Polskę". Przemawiali również dawni opozycjoniści, m.in. Andrzej Gwiazda. Choć Jaruzelskiego nie było w domu, tłum skandował "Wychodź szczurze!", czy "Znajdzie się cela dla Jaruzela!". Dla zmarzniętych ustawiono koksownik, rozdawano herbatę. Wśród manifestantów przechadzał się "Major" Fydrych, w czapce krasnoludka wspominał czasy "Pomarańczowej Alternatywy". Młodzi ludzie robili sobie zdjęcia na tle kordonu policji i krzyża zrobionego ze zniczy.
- Każdy ma obowiązki wobec pokoleń mordowanych przez Jaruzelskiego. Nawet jeżeli, tak jak ja, nie żył w czasach komunizmu. Trzeba było skazać generała w latach 90-tych, nie musielibyśmy teraz marznąć - powiedział młody chłopak z polską flagą na ramieniu.
Stan wojenny wprowadzono w nocy z 12 na 13 grudnia 1981 roku. Wtedy to też milicja rozpoczęła zatrzymywanie działaczy "Solidarności". Na ulicach pojawiło się wojsko i czołgi. Oficjalnie wprowadzono cenzurę. Wstrzymano wydawanie prasy. Internowano tysiące osób, wielu z nich poniosło śmierć. 31 grudnia 1982 r. stan wojenny został zawieszony, a 22 lipca 1983 r. odwołany, przy zachowaniu części represyjnego ustawodawstwa.