Spór o dane dotyczące sprzedaży i związanych z nią przychodów wybuchł w zeszłym tygodniu, ale tak naprawdę miał swój początek w czerwcu. Radny Prawa i Sprawiedliwości Jarosław Krajewski poprosił wtedy ratusz o informacje z okresu od stycznia do maja 2013 i - dla porównania - od stycznia do maja 2012 roku. Pytał o sprzedaż, a nie o przychody.
ZTM odpowiada
Pierwszej odpowiedzi udzielił mu wiceprezydent Jacek Wojciechowicz. Podpisał dokument z danymi przekazanymi przez Zarząd Transportu Miejskiego, które wywołały kontrowersje.
Wynikała z nich jasno, że w 2012 roku, we wspomnianym okresie sprzedano 36 674 295 biletów o wartości 342 644 391,10 zł. Natomiast w 2013 roku, już po wprowadzeniu kolejnej podwyżki cen, sprzedaż spadła do 32 565 538 biletów o wartości 326 885 109,60 zł - to o prawie 16 mln złotych mniej. To oznaczałoby, że Warszawa traci, na budzącej tak wiele kontrowersji podwyżce cen.
Co ważne, radny Krajewski otrzymał dokładnie te dane, o które zapytał w interpelacji.
"Magia liczb"
Informacje o wynikach sprzedaży opublikował najpierw "Rynek Kolejowy", a niedługo potem - tvnwarszawa.pl. Krótko po tej publikacji, na konferencji prasowej na budowie stacji metra Stadion głos zabrała prezydent Hanna Gronkiewicz-Waltz. Nie kwestionowała wtedy jeszcze wyliczeń ZTM.
Powtórzyła nawet te same wyjaśnienia, które zawarto w odpowiedzi na interpelację: - Spadek sprzedaży biletów nastąpił w sposób naturalny. Trzeba wziąć pod uwagę to, że podwyżka wchodziła od 1 stycznia, wiele osób w grudniu zaopatrzyło się w długoterminowe bilety na pół roku (Karta Miejska pozwala na zakodowanie maksymalnie dwóch biletów kwartalnych - red). W związku z tym bilety długoterminowe nie były kupowane. To jest taka magia liczb, która nie odpowiada rzeczywistości - powiedziała prezydent.
Biletów sprzedało się jednak o ponad 4,1 miliona mniej, z czego 3,6 miliona stanowiły jednorazowe i krótkookresowe, których nie dało się kupić "na zapas". Jedynie 500 tysięcy z tej sumy stanowiły długookresowe (30- i 90-dniowe oraz kupowane raz na rok "bilety seniora"). Wyjaśnienie było więc niepełne.
Prezydent Warszawy o spadku sprzedaży biletów
"Dane ZTM były błędne"
Na odsiecz ruszyły służby prasowe ratusza. Kilka godzin po konferencji przyjęły nową linię obrony. W rozmowie z tvnwarszawa.pl rzecznik urzędu Bartosz Milczarczyk kategorycznie stwierdził, że dane ZTM były błędne. - Wyjaśniamy, kto jest za to odpowiedzialny - zapewniał we wtorek rzecznik.
Jak się zdaje, winnego znaleziono już dzień później. Do - od razu przyjętej - dymisji podał się szef ZTM Leszek Ruta. Oficjalnie nikt nie potwierdził jednak związku między tą decyzją, a odpowiedzią na interpelację radnego (podpisaną zresztą nie przez Rutę, a przez wiceprezydenta Wojciechowicza).
Ratusz już we wtorek po południu zaczął prezentować całkiem nowe liczby, z których wynika, że na podwyżce miasto jednak zyskało. - Rok temu, od stycznia do maja, wpływy ze sprzedaży biletów wyniosły 299 390 093 zł, a w tym roku 323 218 319 zł - zapewniał Milczarczyk, tłumacząc nieporozumienie różnicami w sposobach księgowania. ZTM miał podawać wartość biletów sprzedanych do hurtowni, a ratusz - sumę przelaną już na konta miasta (przy fakturach z dłuższym terminem płatności mogą się pojawić całkiem duże różnice).
Mnóstwo wątpliwości
Warto zwrócić uwagę, że nowe wyjaśnienie jest jednak sprzeczne z poprzednim. Jeśli bowiem warszawiacy w grudniu 2012 roku masowo kupowaliby bilety kwartalne, by "odsunąć" podwyżkę przez pół roku, a faktury księgowane byłyby w styczniu, to ta znacząca ponoć kwota powinna być widoczna w sumie podanej przez ratusz. Tymczasem kwota ta jest o 3 miliony niższa od podanej przez ZTM. Czy grudniowe kupowanie na zapas miało wpływ na wyniki finansowe? Nie sposób tego ocenić, nie wiedząc, ile takich biletów faktycznie sprzedano w grudniu 2012 roku.
By sprawdzić, jaki wpływ na przychody miało kupowanie biletów na zapas, trzeba też wiedzieć, jak miasto rozlicza się z kioskarzami, którzy mają maszyny do ładowania kart, a jak z operatorami biletomatów.
Kolejna wątpliwość pojawia się, gdy porówna się dane za 2013 rok z tymi z roku 2012. Różnica między danymi ZTM, a ratusza wyniosła wtedy ponad 43 miliony złotych. Rok później już tylko 2,75 miliona. Nie wiemy, czym spowodowana była ta pierwsza rozbieżność, ani czemu praktycznie zniknęła rok później.
Na tym nie koniec. Według tzw. wykonania budżetu za rok 2012 ratusz ze sprzedaży biletów uzyskał 757 mln złotych. Natomiast ZTM opublikował dane, z których wynika, że w tym samym okresie ze sprzedaży uzyskano 842 mln.
Tak wiele liczb, tak mało czasu
O te rozbieżności pytaliśmy ZTM już w środę. Jak się nieoficjalnie dowiedzieliśmy, odpowiedź była szykowana, ale w między czasie Leszek Ruta pożegnał się ze stanowiskiem, a jego podwładni dostali zakaz komentowania sprawy w mediach. Nie odpowiedział nam również ratusz, choć Bartosz Milczarczyk obiecywał wyjaśnienia przez cały piątek. - To jest bardzo dużo danych, a bardzo mało czasu. Może po weekendzie - powiedział tylko na koniec dnia. Wciąż czekamy na te wyliczenia.
Ratusz nie odniósł się też do kluczowego pytania: jeśli nawet podwyżka nie spowodowała spadku przychodów, to czy alarmujący nie powinien być sam spadek sprzedaży? Może on oznaczać, że warszawiacy zaczęli przesiadać się z komunikacji miejskiej do samochodów, a to oznaczałoby porażkę ratusza, który przez ostatnie lata bardzo mocno promował komunikację zbiorową. Czy w obliczu takich danych nie należałoby rozważyć wycofania się z kolejnej podwyżki, zaplanowanej na styczeń? Na to pytanie również nikt nam nie odpowiedział.
Bartosz Milczarczyk, rzecznik ratusza o odejściu dyrektora ZTM
bf//roody
Źródło zdjęcia głównego: ZTM