Mechanizm jest prosty. Sąd wydaje wyrok, sprawa trafia do kuratora, a ten posiłkując się listą dostępnych miejsc pracy przygotowaną przez miasto wysyła skazanego do pracy. Takie rozwiązanie jest możliwe, dzięki specjalnemu porozumienia Warszawy i sądu.
Pomagają na Paluchu- To nie dotyczy osób, które np. kradną samochody albo kogoś pobiły. Chodzi o mniejsze przestępstwa - wyjaśnia Barbara Niemczyk, kurator Sądu Okręgowego w Warszawie. I dodaje, że w 2010 ten sąd zgodził się wysłać do pracy blisko 4000 skazanych. W całej Warszawie i okolicach liczba ta sięgnęła 6 tysięcy osób.W zależności od popełnionego przestępstwa może pracować od 20 do 40 godzin miesięcznie, przez 12 miesięcy. A w mieście nie brakuje miejsc, gdzie można odrobić swoją karę. - Na przykład w Miejskim Przedsiębiorstwie Oczyszczania Miasta. Są zatrudniani też do sprzątania w Zakładach Gospodarowania Nieruchomościami, odśnieżają też ulice, sadzą kwiatki. Odpracowują również w schronisku na Paluchu - wylicza Andrzej Joteyko.
"Niektórym się nie chce"Zdarza się jednak, że część osób nie przychodzi do pracy, albo zjawia się w stanie upojenia alkoholowego. - Niektórym się po prostu nie chce pracować, nie są przyzwyczajenia do pracy - mówi Barbara Niemczyk. - Wtedy najpierw decydujemy się na grzywnę, później może być decyzja ostateczna, czyli wysłanie do więzienia - dodaje.Ale zaraz dodaje, że osoby z najbliższego otoczenia mają duży wpływ na zachowanie skazanego. - Informacja przechodzi na zasadzie plotki. Koledzy mówią: lepiej idź pracować, bo inaczej pójdziesz siedzieć - mówi Niemczyk.Skazani za drobne przestępstwa nie są wysyłani do cięższych prac, jak na przykład umacnianie wałów podczas powodzi - tym zajmują się więźniowie. - Pieśnią przyszłości jest takie rozwiązanie, że np. skazany nauczyciel angielskiego nie idzie sprzątać ulicy, a uczy dzieci w domu dziecka przez określoną ilość godzin – podaje przykład Niemczyk.ran
Źródło zdjęcia głównego: | Fakty TVN