Akcja służb przy Siedleckiej trwała do późnej nocy. Mieszkańcy zostali przewiezieni do hoteli i na razie nie mogą nawet wejść do kamienicy, nie mówiąc o powrocie do mieszkań. Te są zresztą mocno zniszczone - te, które nie spłonęły, są zalane wodą. Wejścia do budynku pilnuje policja.
- Nadzór budowlany nie dopuścił budynku do użytku - informuje z kolei biuro prasowe KSP.
"Jakby się dach zarwał"
Z jednym z mieszkańców rozmawiała reporterka TVN24 Justyna Kosela. - Najpierw był wybuch, jakby zarwał się dach. Otworzyłem okno i przez nie wyjrzałem, przed kamienicą leżały okna z futrynami. Od razu pomyślałem, że to wybuch gazu - mówił.
Mężczyzna opisał, jak wyglądała sytuacja w kamienicy tuż po wybuchu. - Na klatce było ciemno, bo rozerwało przewody elektryczne. Wszędzie był czarny, duszący dym - opowiadał.
- Strażacy podłączyli węże do wody. Po około trzydziestu minutach przyjechał wysięgnik i strażacy gasili od góry od strony "Caritasu" [od Kawęczyńskiej - red.].
"Nie do zamieszkania"
Na razie nie wiadomo, jaki los czeka mieszkańców kamienicy, jednak z pierwszych informacji wynika, że uległa ona dużym zniszczeniom. - Eksperci mówili, że dwa pietra są wypalone, a stropy zarwane - zaznaczał lokator.
Lokatorzy nie mogą więc wrócić na do swoich mieszkań, ani sprawdzić w jakim są one stanie. - Jesteśmy rozlokowani w trzech hotelach. Nie możemy nic brać z mieszkań, nie możemy tam na razie wracać - podkreśla pan Maciej.
O przyszłość mieszkańców budynku przy Siedleckiej 34 spytaliśmy burmistrza dzielnicy. - Mieszkania zastępcze zostaną zapewnione wszystkim, który nie mogą wrócić do dotychczasowych. Na pewno dotyczy to mieszkańców klatki, w której doszło do wybuchu. Lokatorzy dostaną mieszkania zastępcze z odtworzonymi kryteriami wcześniejszych. Chodzi głównie o jedynki, czyli mieszkania dla jednej osoby, bo takich lokali było na więcej - przekazał burmistrz Pragi Północ Wojciech Zabłocki. - Prawo zobowiązuje nas do tego, by dostarczyć te mieszkania zastępcze wszystkim, którzy zostali pozbawieni poprzednich - dodał.
Ofiara śmiertelna i ranni
W wybuchu poszkodowanych zostało sześć osób, w tym sześciomiesięczne dziecko. Jedna z nich nie żyje.
- Mężczyzna, który zginął, ratował sąsiadów albo rodzinę. On był z trzeciego piętra, po wybuchu zarwał się u niego strop - mówił pan Maciej.
Pożar kamienicy na Szmulkach
mp/r