W przedświąteczny wieczór, w ciemnej praskiej uliczce spotkali się na offowi artyści i harcerze, dzieci i emeryci, razem około 20 osób. Ramię w ramię, a właściwie gardło w gardło, zaśpiewali kolędy.
- Śpiewamy dalej czy robimy przerwę na herbatę? – dopytuje dyrygentka, gdy docieram na Skaryszewską. - Polecimy do końca. Niewiele zostało! – odpowiada za wszystkich ktoś z chóru kolędników. - Proszę się przesunąć, muszę mieć kontakt wzrokowy z pianistą! – irytuje się dyrygentka.
Śpiewników nie zabrakło
Fakt, kolędowanie w ciemnej uliczce na Pradze Południe w temperaturze oscylującej wokół zera wymaga pewnej determinacji. Umiejętności kolędników bardzo zróżnicowane, wiatr porywa kartki z tekstem, a technika nieco szwankuje, ale efekt do przyjęcia. Zresztą nie o wokalną perfekcję tu chodzi.
- Pan z torbami, dlaczego nie śpiewa!? – indaguje inicjator akcji. - Tekstu nie mam – mamrocze mężczyzna. Ale, gdy śpiewnik się znajduje, nie wypada mu nie dołączyć do chóru sąsiadów ze Skaryszewskiej.
Stworzyli go specjalnie na tę okazję artysta Krzysztof Żwirblis i grupa teatralna komuna//warszawa (d. Komuna Otwock). Po godzinnym kolędowaniu przechodzimy do siedziby komuny//warszawa przy ul. Lubelskiej. Przed kamienicą staje choinka, którą wcześniej okoliczne dzieci ubrały własnoręcznie wykonanymi ozdobami.
Ośmielić do ekspresji
- Chodzi o uruchomienie przestrzeni publicznej. Chcę ośmielić ludzi do własnej ekspresji, a taki chór sąsiadów wydał mi się najprostszą i najskuteczniejszą metodą. Zresztą sam działam w amatorskim kółku śpiewaczym – mówi Krzysztof Żwirblis.
Mimo, że każdy z nas zna co najmniej kilka kolęd, publiczne śpiewanie wymaga pewnej odwagi, dlatego skompletowanie chóru nie było łatwe. - Rozlepialiśmy ogłoszenia, chodziliśmy po podwórkach i rozmawialiśmy z ludźmi. Ściągnięcie ich to poważna praca – opowiada artysta i dodaje, że wspólne kolędowanie to rozwinięcie Muzeum Społecznego, które realizował wcześniej w tej okolicy. Na projekt złożyło się wiele działań m.in. wystawa ważnych dla okolicznych mieszkańców przedmiotów z własnych domów czy wspólne zwiedzanie okolicy. Rozmowę przerywa nam starsza pani:
- Dziękujemy bardzo. Ku chwale ojczyzny! - Ku chwale ojczyzny, druhno! Byłem w zuchach, do harcerskiej inicjacji nie doszedłem... - wyznaje Żwirblis.
- Wciągnęłam swoich podopiecznych, bo jestem instruktorką harcerką i byłą nauczycielką plastyki. Wychowałam się na Skaryszewie, tutaj są moje korzenie – opowiada mi pani Róża. Latem, z okazji zakończenia remontu kamienicy, w której mieszka planuje spektakl teatru kukiełkowego o historii mieszkańców.
O wrażenie pytam inną emerytkę ze Skaryszewskiej, panią Krystynę. - Śpiewało się bardzo dobrze. Jak kto może tak Boga chwali - odpowiada. - Trochę za mało mieszkańców przyszło, ale może się przyzwyczają... - dodaje nieco zmartwiona.
Piotr Bakalarski