Ta sprawa na rozpoznanie czeka już ponad dwa lata. Prokuratura sporządziła akt oskarżenia w czerwcu 2016 roku.
Do tej pory sądy nie mogły się porozumieć, który ma orzekać. Akta najpierw trafiły do Sądu Rejonowego dla Warszawy-Woli. Ten uznał jednak, że właściwa będzie wyższa instancja i oddał sprawę do Sądu Okręgowego w Warszawie.
Jednak w grudniu ubiegłego roku sędzia Beata Najjar z sądu okręgowego zdecydowała, że proces powinien toczyć się przed sądem rejonowym. I odesłała akta na Wolę. Kilka miesięcy później wróciły one z rejonówki do okręgu.
"Przecież sąd dzwonił"
W czwartek proces miał się wreszcie rozpocząć. Punktualnie o godzinie 9.30 sędzia Beata Najjar otworzyła rozprawę. Stawił się prokurator, pełnomocnik ratusza, który jest stroną w tym postępowaniu oraz obrońca Marka M. Ale on sam do sądu nie dotarł.
- Oskarżony nie stawił się, ponieważ nie został zawiadomiony o terminie rozprawy – oświadczyła adwokat Anna Jarosz.
- Ale przecież sąd dzwonił do oskarżonego we wtorek - zdziwiła się sędzia Najjar. Przyznała, że dwukrotnie awizowane wezwanie nie zostało podjęte.
- Stanowisko oskarżonego jest takie, że nie stawi się, dopóki nie dotrze do niego wezwanie - opowiedziała adwokat. Dodała, że jej klient sprawdzał, czy nie dostał jakiejś poczty. Zapewniła też sąd, że znajdujący się w aktach adres Marka M. jest prawidłowy.
Jak to zatem możliwe, że M. nie odebrał wezwania? Nie wiadomo.
Nieobecność nieusprawiedliwiona
Adwokat zobowiązała się dopilnować, by jej klient był powiadomiony o kolejnym terminie.
- A co to za formuła, pani mecenas? Wobec pani będziemy wyciągać konsekwencje? – spytała przewodnicząca składu sędziowskiego. - Oskarżony wiedział o terminie, został poinformowany o rozprawie - podkreśliła.
Ostatecznie sąd uznał nieobecność oskarżonego za nieusprawiedliwioną, choć nie zdecydował się go ukarać. Zobowiązał go za to do złożenia wyjaśnień o przyczynach swojej nieobecności.
- Sąd na razie nie będzie wyciągał konsekwencji wobec oskarżonego, ale jeżeli jakiekolwiek trudności będą występowały w przyszłości, to zarządzimy przerwę i zaczekamy na doprowadzenie oskarżonego przez policję - ostrzegła na koniec czwartkowej rozprawy sędzia Najjar.
Kolejna próba rozpoczęcia procesu w sierpniu.
W sercu Pragi
Sprawa Marka M. to pierwszy w Warszawie proces karny o reprywatyzację. Dotyczy kamienicy przy Targowej 66. To czteropiętrowy budynek położony niemal w samym sercu Pragi Północ, między Ząbkowską a aleją Solidarności, nieopodal Dworca Wileńskiego.
Przed wojną właścicielką budynku była Fanny Ajzensztadt. Marek M. - starając się o zwrot nieruchomości w 2014 roku - chciał zostać jej kuratorem. Fanny Azjensztadt już nie żyła. Zmarła w latach 70., prawdopodobnie w Brazylii.
M. wiedział o jej śmierci. Świadczy o tym fakt, że już rok wcześniej złożył do Sądu Rejonowego dla miasta stołecznego Warszawy wniosek o spadek po Fanny, dołączając stosowne dokumenty (w tym przede wszystkim akt zgonu). Warto bowiem nadmienić, że kobieta - oprócz Targowej - była też właścicielką kamienic przy Jagiellońskiej, Ząbkowskiej czy Floriańskiej.
Ale jednocześnie starał się przekonać inny sąd - dla Warszawy-Woli, że kobieta żyje.
Prokuratura zarzuciła Markowi M. oszustwo. "W okresie od 20 stycznia 2014 roku do 9 kwietnia 2014 roku w Warszawie, działając w celu osiągnięcia korzyści majątkowej (...), wprowadził w błąd Sąd Rejonowy dla Warszawy-Woli, poprzez zatajanie faktu śmierci Fani vel. Fanny A." – napisał prokurator w zarzucie.
Kim jest Marek M.?
Marka M. nie trzeba przedstawiać tym, którzy w niewielkim nawet stopniu interesują się warszawską reprywatyzacją. O jego działaniach lokatorzy mówili od lat. Odzyskał kilka nieruchomości (głównie kamienic) w atrakcyjnych lokalizacjach Warszawy. Na liście widnieją takie adresy, jak Hoża 25a (roszczenia nabył za 50 złotych) czy Nabielaka 9, gdzie mieszkała Jolanta Brzeska, która później zginęła w niewyjaśnionych do dziś okolicznościach.
Spis 51 wszystkich nieruchomości, do których posiadał roszczenia, zatytułował "Moje grunty warszawskie" i w czasach prezydentury Lecha Kaczyńskiego przyniósł urzędnikom stołecznego magistratu.
Nieruchomości przejmował głównie na podstawie skupionych roszczeń. Te zdobywał między innymi dzięki stowarzyszeniu Poszkodowani, które w 2005 roku założył ze swoją matką. Organizacja miała udzielać pomocy dawnym spadkobiercom i udzielać wsparcia w negocjacjach z miastem.
W sprawie wspomnianej kamienicy przy Nabielaka 9 Marek M. został wezwany na posiedzenie komisji weryfikacyjnej, która badała zwrot tej nieruchomości. Odmówił jednak składania zeznań.
Akt oskarżenia dotyczy kamienicy przy Targowej 66:
Marek M. w sprawie Targowej
Marek M. w sprawie Targowej
Piotr Machajski, Karolina Wiśniewska
Źródło zdjęcia głównego: tvnwarszawa.pl / TVN24