- Do Sądu Okręgowego w Warszawie złożone zostało zażalenie na postanowienie tego sądu, który uchylił w czwartek wieczorem decyzję prezydent stolicy w sprawie zakazu organizacji Marszu Niepodległości - przekazał w piątek wieczorem pełnomocnik stołecznego ratusza mecenas Antoni Kania-Sieniawski. Informację podała na Twitterze także Hanna Gronkiewcz-Waltz:
Zgodnie z zapowiedzią, złożyliśmy zażalenie od decyzji sądu ws. #11listopada. Zaangażowanie przez premiera ŻW w ochronę marszu potwierdza obawy co do możliwości zapewnienia bezpieczeństwa. Jeśli to nie przekona sądu, to znaczy, że przepis pozwalający na wydanie zakazu jest martwy pic.twitter.com/ongISV2uof— Hanna Gronkiewicz (@hannagw) 9 listopada 2018
Zgodnie z przepisami, sąd apelacyjny rozpoznaje zażalenie w ciągu 24 godzin od dostarczenia akt sprawy przez sąd okręgowy.
W czwartek Sąd Okręgowy uwzględnił odwołanie złożone przez Stowarzyszenie Marsz Niepodległości. Tym samym uchylił decyzję prezydent stolicy o zakazie przemarszu narodowców. - Składamy apelację. Będziemy używać argumentów. Mamy argument w postaci wczorajszego zarządzenia premiera, że kieruje Żandarmerię Wojskową do pomocy policji. To znaczy, że nasze oceny były właściwe, że policja by sobie nie poradziła - oznajmiła rano Gronkiewicz-Waltz.
"Przepis martwy"
Odwołanie od decyzji sądu zapowiedziała w piątek rano prezydent Hanna Gronkiewicz-Waltz. Prezydent nadmieniła, że konstytucja "pozwala na ograniczenie wolności zgromadzenia, jeśli to ma zagrażać życiu i zdrowiu". - Jeżeli sąd nigdy, z tego co wiem, nie zaakceptował zakazu, to znaczy, że ten przepis jest martwy i dla porządku można by go zlikwidować - stwierdziła.
Przekonywała też, że zakazując marszu kierowała się przede wszystkim względami bezpieczeństwa i ta sama kwestia zostanie podniesiona w apelacji. - Nie wiemy, w jakim zakresie policjanci wrócą do pracy - dopowiedziała. Jak pisaliśmy na tvnwarszawa.pl, członkowie Stowarzyszenia Marsz Niepodległości zapowiedzieli złożenie zawiadomienia o możliwości popełnienia przestępstwa przez prezydent Warszawy w związku z zakazem wydarzenia. Pytana o tę kwestię Hanna Gronkiewicz-Waltz powiedziała: "niech składają, ja korzystam ze swoich kompetencji, które daje mi ustawa".
Dopytywana z kolei, czy nie ma wrażenia, że swoją decyzją pomogła rządowi PiS, który zapowiedział organizację swojego marszu powiedziała: "ja jestem od pilnowania bezpieczeństwa warszawiaków i gości, którzy na 11 listopada przyjeżdżają do Warszawy". - Mnie nie interesuje ocena polityczna, ale merytoryczna moich służb - dodała.
Sąd uchyla zakaz
Uchylając decyzję wydaną przez prezydenta Warszawy, sąd w czwartek przekonywał, że "prawo do zgromadzeń jest chronione konstytucją", a decyzja o zakazie zgromadzenia "jest możliwa po starannym zbadaniu sprawy i musi zawierać przekonujące uzasadnienie".
Podkreślił też, że w tej w sprawie organ gminy nie uprawdopodobnił okoliczności, że w związku z tą manifestacją może dojść do zagrożenia życia i zdrowia oraz mienia w znacznych rozmiarach, a to była główna przesłanka wydanego zakazu.
Na Marsz Niepodległości nie zgodziła się w środę Gronkiewicz-Waltz. Od 2010 roku jest on organizowany przez Stowarzyszenie Marsz Niepodległości współtworzone przez między innymi Młodzież Wszechpolską, Obóz Narodowo-Radykalny i Ruch Narodowy. Jak tłumaczyła tę decyzję? - Po pierwsze bezpieczeństwo. Przy obecnych kłopotach policji trudno uwierzyć, że uda się je zapewnić podczas marszu 11 listopada - powiedziała prezydent Warszawy.
Marsz państwowy
Po tym, jak organizacji marszu przez środowiska narodowe zabroniła prezydent Warszawy, z inicjatywą wyszli prezydent Andrzej Duda i premier Mateusz Morawiecki. Ogłosili "wspólny biało-czerwony marsz", objęty prezydenckim patronatem i traktowany jako element państwowych obchodów Święta Niepodległości. Jego organizacją zajmuje się Dowództwo Garnizonu Warszawa.
Wydarzenie ma odbyć się na tej samej trasie, co planowany marsz narodowców - od ronda Dmowskiego na błonia stadionu PGE Narodowego.
kw/PAP/pm