Przed godziną 13 posłowie zostali wpuszczeni do biura. "Posłowie Winnicki, Józwiak i Rzymkowski po interwencji policji weszli do Biura Bezpieczeństwa i Zarządzania Kryzysowego" - podał na Twitterze Ruch Narodowy.
Prezydent Hanna Gronkiewicz-Waltz nie kryła oburzenia odnosząc się do sprawy w mediach społecznościowych:
Czy Posłowie wchodzący do urzędu chcą zastraszyć urzędników? Bo decyzja o rozwiązaniu marszu jest publiczna na stronie urzędu od tygodnia. Informuję tylko, że dla ONR-u i faszystowskich haseł na ulicach stolicy nigdy nie będzie zgody. Nigdy.— Hanna Gronkiewicz (@hannagw) August 13, 2018
- Potwierdzam, że została podjęta interwencja w związku ze zgłoszeniem utrudniania realizacji działań posłów - informuje Sylwester Marczak, rzecznik Komendy Stołecznej Policji.
Jak udało nam się ustalić, policjanci przyjechali na Młynarską, gdzie dowiedzieli się od posłów, jaki jest powód interwencji. Chwilę później otrzymali informację ze strony ratusza, że posłowie spotkają się wkrótce z przedstawicielami Biura Bezpieczeństwa.
Stołeczny ratusz podjął 1 sierpnia decyzję o rozwiązaniu marszu Obozu Narodowo-Radykalnego, który miał przejść z ronda Dmowskiego na plac Zamkowy.
Dyrektor stołecznego Biura Bezpieczeństwa Ewa Gawor poinformowała 2 sierpnia, że przyczyną rozwiązania zgromadzenia był m.in. fakt, że zdaniem obecnych na marszu urzędników ratusza, "sposób ustawienia czoła pochodu i użycia flag nawiązywał do przemarszów z lat 30. włoskich faszystów i niemieckich nazistów".
Winnicki powiedział w poniedziałek dziennikarzom, że otrzymał informację, iż Gawor jest na urlopie, ale będzie próbował spotkać się z którymś z jej zastępców. Jak ocenił, decyzji o rozwiązaniu marszu "towarzyszyło wiele niepokojących okoliczności".
Dlatego - tłumaczył - z posłami Rzymkowskim i Józwiakiem zdecydowali się podjąć kontrolę poselską, m.in. "w związku z licznymi głosami zaniepokojenia, które są związane z rozwiązaniem marszu Powstania Warszawskiego".
Możliwość interwencji poselskiej daje parlamentarzystom ustawa o wykonywaniu mandatu posła i senatora. W artykule 20 tego dokumentu czytamy, że "poseł lub senator ma prawo podjąć (…) interwencję w organie administracji rządowej i samorządu terytorialnego [takim jak na przykład warszawski ratusz - red.] (…) dla załatwienia sprawy, którą wnosi we własnym imieniu albo w imieniu wyborcy lub wyborców".
- Posłowie mają prawo żądać, a organy państwowe mają obowiązek udzielać im informacji, ale nie jest nigdzie powiedziane, że ma to się odbyć natychmiast - stwierdza w rozmowie z tvnwarszawa.pl adwokat Ziemisław Gintowt.
"Decyzję udostępniliśmy w sieci"
Do wizyty posłów w BBZiK odniosła się rzeczniczka stołecznego ratusza. - Dostałam informację, że panowie chcą zobaczyć decyzję o rozwiązaniu marszu z pierwszego sierpnia, co mnie dziwi, ponieważ decyzję wraz z szerokim uzasadnieniem udostępniliśmy w sieci. Każdy może się z nią zapoznać. Jest dostępna od ubiegłego tygodnia - powiedziała Agnieszka Kłąb. Dodała też, że "nie trzeba przychodzić do Biura Bezpieczeństwa z kamerami, żeby zapoznać się z decyzją".
Skan decyzji został rzeczywiście zamieszczony na profilach Hanny Gronkiewicz-Waltz w mediach społecznościowych. Na Facebooku urzędnicy umieścili siedem stron dokumentu, wraz z uzasadnieniem. Powody tej decyzji szefowa BBZiK wyjaśniała również podczas konferencji prasowej zorganizowanej 2 sierpnia.
W stolicy Polski nie ma i nigdy nie będzie miejsca na tolerowanie zachowań nawołujących do nienawiści do drugiego człowieka.Decyzja ws. marszu 1 sierpnia i jej uzasadnienie: https://t.co/SWGjC0fCXC pic.twitter.com/ZyTuR8x0DX— Hanna Gronkiewicz (@hannagw) 3 sierpnia 2018
Rzeczniczka przypomniała też, że ostatecznie decyzję o dowołaniu marszu będzie analizował sąd. - Organizatorzy skorzystali ze swojego prawa do odwołania się do sądu - zaznaczyła.
Rozenek broni dyrektor Gawor
W obronie Gawor stanął Andrzej Rozenek, kandydat na prezydenta Warszawy z Sojuszu Lewicy Demokratycznej. Na wstępie zaznaczył, że jego zdaniem dyrektor Biura Bezpieczeństwa "jest znakomitym urzędnikiem" i zadeklarował, że zawsze będzie takich bronił. - Nie boję się żadnych faszystów, chuliganów, żadnych narodowców ani ekstremistów - stwierdził.
- Uważam, że Warszawa powinna być wolna od sił, które przynoszą nam wstyd na arenie międzynarodowej. To, co robi pani Gawor, jest doceniane od lat. Jest ekspertką i dzięki niej cieszymy się bezpieczeństwem na wielu pikietach czy marszach - kontynuował Rozenek.
Kandydat na prezydenta ostro skrytykował też rządzących. - Nie może być tak, że urzędnik PiS zaczyna lustrację, bo ktoś rzetelnie wykonał swoją robotę - powiedział.
Andrzej Rozenek w obronie Ewy Gawor
"Szukają dziury w całym"
W weekend rozgorzała medialna dyskusja dotycząca przeszłości zawodowej Ewy Gawor. Według informacji prawicowego tygodnika szefowa BBZiK ukrywała fakt, że była funkcjonariuszem Ministerstwa Spraw Wewnętrznych za czasów Czesława Kiszczaka. Szef Wojskowego Biura Historycznego Sławomir Cenckiewicz napisał, że Ewa Gawor pracowała w Departamencie PESEL MSW w latach 1979-1990, a w 1988 roku miała ukończyć Wyższą Szkołę Oficerską im. Feliksa Dzierżyńskiego w Legionowie. Na grafice udostępnionej na Twitterze czytamy też o przynależności do ZMS, ZSMP i PZPR.
Zdaniem Gawor jej życiorys jest ujawniany właśnie z powodu rozwiązania marszu Obozu Narodowo-Radykalnego z okazji rocznicy wybuchu Powstania Warszawskiego. - Szukają dziury w całym - stwierdziła.
Nawiązując do decyzji o rozwiązaniu marszu, podkreśliła, że zrobiła "to, co do niej należało". - I nie ma to nic wspólnego z moją wcześniejszą pracą. To jest ocena teraźniejszych działań - przekonywała. - Trochę się dziwię, bo to nie chodzi tylko o hasło "raz sierpem, raz młotem", tylko o sposób chodzenia, prezentowania się, nawiązywania do tamtych (faszystowskich - red.) ideologii - wymieniała Gawor, odnosząc się do powodów decyzji o rozwiązaniu marszu.
Zobacz, jak Ewa Gawor uzasadniała rozwiązanie marszu ONR:
Ratusz o rozwiązaniu marszu
Ratusz o rozwiązaniu marszu
kk/PAP/mś
Źródło zdjęcia głównego: tvnwarszawa.pl