Referendum było polityczne, bo zorganizował je były szef SLD na Ursynowie we współpracy z posłem Twojego Ruchu - uważa prezydent Warszawy Hanna Gronkiewicz-Waltz. Zaprzeczyła, że niedzielnemu głosowaniu towarzyszyły "standardy białoruskie". Przyznała jednak: - Zgadzam się z prezydentem, że powinna być podwyższona granica, zarówno co do zbierania głosów, jak i frekwencji.
Według gościa "Kropki nad i" Hanny Gronkiewicz-Waltz, referenda personalne coraz częściej są elementem gry politycznej. Prezydent powiedziała, że nie może być tak, że na rok przed wyborami "bez jakiś szczególnych przyczyn" przeprowadza się referendum. - Do tego służą starcia w wyborach - podkreśliła.
"Sądzą mnie według tego, co sami może by zrobili"
Powiedziała też, że twierdzenie opozycji, że głosowaniu towarzyszyły "standardy białoruskie" jest bezpodstawne. - Szkoda, że PiS nie tylko nie umie wygrywać, ani przegrywać wyborów i to ocenią wyborcy - skomentowała.
Na zarzuty ze strony polityków Prawa i Sprawiedliwości, że na urzędników wywierany był nacisk i nakazano im zbojkotować wybory, odparła: - Sądzą mnie według tego, co sami może by zrobili.
Wyjaśniła, że nie można sprawdzić, kto wziął udział w referendum, ani jak głosował. - Tylko w dziwnej głowie może się taki pomysł narodzić - oceniła zarzuty opozycji.
Prezydent Warszawy stwierdziła jednak, że do referendum doprowadziła niewystarczająca polityka informacyjna władz. Podkreśliła, że przez wiele inwestycji i projektów zaniedbała kontaktowanie się ze społeczeństwem. - Komunikacja jest ważna - mówiła. - Widać, że ludzie potrzebują bezpośredniego kontaktu, z czego nie zdawałam sobie sprawy - dodała.
Podziękuje Guziałowi?
Gronkiewicz-Waltz przyznała, że burmistrz Ursynowa Piotr Guział pomógł zmienić jej "filozofię prezydentury", ale nie zamierza mu za to podziękować. - Gdyby zrobił to intencjonalnie, to bym mu podziękowała, natomiast nie jestem osobą obłudną i wydaje mi się, że nie było to jego intencją zmienić filozofię, bo jak się z nim spotykałam, nigdy mi o tym nie mówił - powiedziała prezydent.
Gronkiewicz-Waltz odniosła się także do apelu premiera, który zniechęcał warszawiaków do pójścia na wybory. Stwierdziła, że "referendum to nie wybory", bo potrzebna jest określona frekwencja. - Nie mylmy referendum z wyborami, ja będę się przy tym upierać - powiedziała.
Wyjaśniła jednak, że do tej pory we wszystkich referendach, jakie były wygrane, przyjęto strategię, żeby w głosowaniu "nie uczestniczyli zwolennicy urzędującego prezydenta, wójta, czy burmistrza". - To jest przyjęta taktyka - dodała.
Zajęta prezydent
Hanna Gronkiewicz-Waltz oprócz stanowiska prezydent Warszawy równocześnie pełni funkcję wiceszefowej PO, szefowej warszawskich struktur w partii. Stwierdziła, że łączenie funkcji jest w tym przypadku zaletą. - Będzie dobra, jeszcze bliższa współpraca z burmistrzami, ponieważ to tylko i wyłącznie dotyczy Warszawy - stwierdziła.
Prezydent w "Kropce nad i"
pk//kd