- Na początku chcę powiedzieć, że jest mi tak po ludzku przykro, że tak kończy się nasza współpraca z panem Kerezem - powitał dziennikarzy Jacek Wojciechowicz.
Konferencję zdominował jednak zupełnie inny ton. Ratusz zarzuca architektowi, że nie podołał zadaniu polegającemu na zamienia konkursowej koncepcji w projekt budowlany. 30 kwietnia złożył w sądzie pozew. Chce, by architekt zapłacił naliczone wcześniej kary umowne i karę za to, że ratusz zmuszony był wypowiedzieć umowę. W sumie to 7 milinów złotych. Miasto chce też odzyskać 9 milionów, które zapłaciło za przygotowaną już przez architekta dokumentację projektową.
Dobre miny do złej gry
Wojciechowicz przypomniał, że konkurs został rozstrzygnięty na początku 2007 roku. Wygrał go Szwajcar Christian Kerez. Po roku trudnych negocjacji udało się podpisać kontrakt na przygotowanie projektu.
Prace od samego początku szły opornie. Kerez skarżył się na to, że ze strony miasta nie ma wsparcia i pomocy, np. w kwestii uzgodnień z metrem. W czwartek Wojciechowicz brak uzgodnień z metrem czy RWE podał jako jeden z powodów, dla których miasto zdecydowało się wypowiedzieć umowę. Inny to fakt, że budynek był wyższy niż 25 metrów i jako taki musiał spełniać inne normy np. pożarowe, niż niższy. Kerez nie uzyskał odstępstwa, które pozwalałoby to pogodzić z jego projektem. Wojciechowicz stwierdził też, że mała sala teatralna nie spełnia polskich norm dla takich obiektów, a ponadto Kerez nie zaprojektował układu komunikacyjnego wokół budynku.
Ale bezpośrednią przyczyną zerwania umowy było pismo, które Kerez przysłał do miasta w połowie kwietnia. Domagał się w nim kolejnych ustępstw oraz dodatkowych pieniędzy, i stwierdził, że jeśli ich nie dostanie, zerwie kontrakt. Ratusz postanowił go uprzedzić.
To finał trwającego od wielu miesięcy pata, w czasie którego urzędnicy zapewniali, że wszystko idzie w dobrym kierunku, a architekt robił dobrą minę do gry, która, jak się teraz okazuje, od dawna była już zła. - Spotykaliśmy się i rozmawialiśmy. Byliśmy na każde żądanie architekta. Teraz okazuje się, że pan Kerez wycenił nam te spotkania na 100 tysięcy złotych. Gdybym wiedział, że taka jest cena, to bym się dwa razy zastanowił - mówił z przekąsem wiceprezydent.
Roszczenia bez znaczenia
Wojciechowicz odniósł się także do wywiadu, którego Kerez udzielił wcześniej portalowi tvnwarszwa.pl. Architekt przekonywał w nim, że nie mógł zrealizować zadania polegającego na uzyskaniu pozwolenia na budowę, bo ratusz nie jest właścicielem działek, na których ma stanąć budynek (są do nich roszczenia - red.).
- Żeby dostać pozwolenie, trzeba przede wszystkim mieć projekt. A tego pan Kerez nie ma - odbijał piłeczkę wiceprezydent. I dodawał: - Mamy dokument, z którego wynika, że wolno nam użytkować ten teren, więc nie ma żadnych przeszkód, by wydać pozwolenie. A sprawy roszczeń są na dobrej drodze do wyjaśnienia - zapewnił.
Będzie nowy konkurs
Jeszcze w środę Wojciechowicz, w rozmowie z tvnwarszawa.pl zapewniał, że projekt Keraza może dokończyć ktoś inny. W czwartek stwierdził: - Mieliśmy kilkanaście godzin, przeanalizowaliśmy to i zdecydowaliśmy, że ogłosimy nowy konkurs - powiedział wiceprezydent. Dodał też, że regulamin poprzedniego konkursu nie pozwala na to, by teraz zacząć negocjacje z autorami pracy, która zajęła drugie miejsce.
Będzie to trzeci konkurs na projekt siedziby MSN. Kerez wygrał drugi, a pierwszy zakończył się międzynarodowym skandalem - został unieważniony, gdy okazało się, że zawiłe polskie przepisy uniemożliwiają start znanym zagranicznym architektom.
- To jest zupełnie niepoważne - mówi Michał Borowski. Były naczelny architekt miasta był przewodniczącym jury, które wybrało projekt Kereza. - To nie jest kwestia architekta ani urzędników. Tu po prostu zabrakło politycznej woli pani prezydent, by ten projekt zrealizować - ocenia.
- Muzeum Sztuki Nowoczesnej to nasz priorytetowy projekt. Będzie zrealizowany - zapewnił Jacek Wojciechowicz.
Karol Kobos