Kompleks leśny, w którym CBŚP odkryło nielegalną kopalnię trotylu nazywany jest Puszczą Białą. Rozciąga się od Pułtuska, przez okolice Różana, aż po Ostrów Mazowiecką. Są to lasy cenne przyrodniczo i - na swój sposób - cenne dla amatorów prochu.
To właśnie z tych lasów dostawcy pozyskiwali proch z niewybuchów dla najgroźniejszych grup przestępczych działających w stolicy i okolicach. W latach 90. porachunki między warszawskimi gangsterami często dokonywano metodą podkładania bomb. Najprawdopodobniej materiały wybuchowe pochodziły z niewybuchów właśnie z tego kompleksu leśnego.
- Wiele materiałów wybuchowych, które rozbrajałem lub zabezpieczałem w tamtym czasie, było wykonanych na bazie substancji pozyskanej z niewybuchów z II wojny światowej - mówi Zbigniew Pluciak, były pirotechnik z Komendy Stołecznej Policji, a obecnie skarbnik Stowarzyszenia Polskich Specjalistów Bombowych.
Pruszków kontra Wołomin
W drugiej połowie lat 90. zorganizowana przestępczość była jednym z najpoważniejszych problemów społecznych w Polsce, szczególnie widocznym w Warszawie. O wpływy rywalizowały tu gangi noszące nazwy podwarszawskich miejscowości: "Pruszków" i "Wołomin" oraz dwa mniejsze: "Otwock" i "Wyszków". Strzelaniny i podkładanie bomb, można bez przesady powiedzieć, były wtedy w Warszawie na porządku dziennym.
Skąd przestępcy mieli materiały wybuchowe? Gangi, które przenikały do struktur władzy i służb mundurowych, mogły sobie wprawdzie pozwolić na pokątne kupowanie nowych ładunków używanych przez służby, albo sprowadzać z zagranicy. Ta droga wiązała się jednak z dość wysokimi kosztami i ryzykiem wpadki. Taniej i bezpieczniej było opłacić wiejskich zbieraczy oraz hobbystów chodzących po lasach.
Głośne pod koniec lat 90. XX wieku było zatrzymanie mieszkańca jednego z mazowieckich miast, który jechał przez środek Warszawy wiekowym samochodem pełnym niewybuchów i wydłubanego z nich prochu. Tłumaczył policjantom, że jedzie na targ starzyzny na Kole. W toku śledztwa okazało się, że realizował zamówienie gangsterów, a niewybuchy zebrał właśnie na terenie Puszczy Białej.
Nierozbrojony arsenał
Puszcza Biała wciąż kryje w sobie wiele pozostałości po II wojnie światowej, co pokazało najnowsze znalezisko Centralnego Biura Śledczego Policji. Na tym terenie w 1944 roku bardzo długo stał front. Wcześniej biegła tu granica między Generalnym Gubernatorstwem, a terenami Polski wcielonymi do III Rzeszy. Na przygranicznych obszarach w czasie hitlerowskiej okupacji działała polska partyzantka nękająca niemieckie posterunki. Na linii Różan-Pułtusk-Płońsk stał również front w wojnie obronnej 1939 roku.
Mimo podejmowanych prób oczyszczenia tych lasów z niewybuchów, ziemia wciąż kryje tam wiele tajemnic. Po lasach do dziś krąży z wykrywaczami metali wielu zbieraczy, zarówno amatorów militariów, jak i zwykłych piromanów.
Wybuchowy protest
Z terenów Puszczy Białej pochodzili bracia Ryszard i Jerzy Kowalczykowie, którzy w 1971 roku wysadzili aulę Wyższej Szkoły Pedagogicznej w Opolu. Zrobili to w proteście, w przeddzień akademii na której nagrody i odznaczenia mieli odebrać milicjanci odpowiedzialni za masakrę robotników na Wybrzeżu w grudniu 1970 roku. W późniejszym śledztwie w sprawie zamachu bombowego Jerzy Kowalczyk wyznał, że materiały wybuchowe pozyskał z niewypałów zebranych w okolicy, z której pochodził.
Niewybuchy, których wciąż znajduje się wiele na tamtych terenach, doczekały się opracowań w prasie fachowej, a nawet w publikacjach popularnonaukowych. Za najbardziej niecodzienne, wręcz absurdalnie anegdotyczne (ale autentyczne!) uznano użycie niewybuchów w... przydrożnej kapliczce we wsi Laski w powiecie makowskim.
"Tamtejsza figurka Matki Boskiej ogrodzona była pociskami większego kalibru, które przed nabożeństwami majowymi były polerowane na połysk przez miejscową ludność" - informował Radosław Biczak w czasopiśmie "Odkrywca" (nr 7/ 1999 r.)
jp/mś
Źródło zdjęcia głównego: CBŚP