Przybywa roszczeń do działek wokół PKiN

Plac Defilad / fot. Maciej Wężyk, tvnwarszawa.pl
Plac Defilad / fot. Maciej Wężyk, tvnwarszawa.pl
Źródło: | Eurosport
Jesienią 2010 roku było ich 17. Teraz jest już 29, a urzędnicy przyznają, że nie wiedzą czy i kiedy pojawią się kolejne. Roszczeń spadkobierców byłych właścicieli przybywa lawinowo - informuje "Gazeta Stołeczna".

Wszystko zaczęło się, gdy w 2008 roku ratusz oddał pierwszą działkę na tym terenie. Tadeusz Koss odzyskał kawałek parku Świętokrzyskiego. - W Polskę poszła wtedy informacja, że "oddają na placu Defilad" - mówią miejscy urzędnicy.

Jeszcze jesienią 2010 r. podczas kwerendy wykonanej na potrzeby projektu Muzeum Sztuki Nowoczesnej fragmentów placu Defilad, o które starali się przedwojenni właściciele lub ich spadkobiercy było 17. Teraz jest już 29. To głównie parcele o powierzchni 600-800 mkw, na których przed wojną stały kamienice.

Dekret wisi nad stolicą

Jesienią 1945 dekret Bieruta odebrał ich własność dotychczasowym właścicielom. Dekret miał służyć odbudowie stolicy. Wywłaszczeni mogli składać wnioski o przywrócenie praw do parceli. Teoretycznie mieli szanse na odzyskanie własności, jeśli ich sposób korzystania z majątku nie kłócił się z przeznaczeniem i planami zagospodarowania tego terenu. Jednak zamiast zwrotów, praktyką stały się odmowy. Niektóre wnioski od tamtych czasów czekają na rozstrzygnięcie do dziś - pisze "Gazeta Stołeczna".

Ile ziemi mogą obejmować roszczenia tych, których objął dekret? W centrum Warszawy może to być nawet 24 hektary. W samy środku jest plac Defilad. W kolejce do biura nieruchomości czeka ok. 7 tys. wniosków, z 16 tys., które wywłaszczeni dekretem złożyli tuż po wojnie.

Kasa świeci pustkami

Miasto nie ma jednak pieniędzy na wykup działek. W 2010 r. budżet reprywatyzacyjny sięgał 11 mln zł. Na początku 2011 r. spadł do zera. Teraz to 2 mln zł. Jednak w tym rejonie miasta ceny metra kw. gruntu dochodzą do kilkunastu tysięcy złotych. Na uporządkowanie sytuacji potrzeba co najmniej kilkadziesiąt milionów złotych.

A to bardzo ostrożne szacunki. Nikt nie da bowiem gwarancji, że lista chętnych się nie wydłuży. - Jedyne miejsce, gdzie ze 100-proc. pewnością mogę powiedzieć, że roszczeń nie będzie, to tereny PKP od strony Al. Jerozolimskich, bo ten obszar należał do kolei przed wojną - wyjaśnia na łamach "Stołecznej" dyrektor biura nieruchomości Marcin Bajko.

js/roody

Czytaj także: