Informacja o nagrodach wyszła na jaw tuż po referendum ws. odwołania Hanny Gronkiewicz-Waltz. Ratusz przyznał, że prawie 500 osobom przyznano nagrody. Dostali je między innymi pracownicy wydziału obsługi mieszkańców Żoliborza, Rembertowa i Ochoty. Premie dostali również ci, którzy pomagali w organizacji obchodów wielu miejskich uroczystości.
- 850 tysięcy złotych podzielone na 500 osób to 1600 złotych za rok pracy dodatkowej w różnych działaniach. To są nagrody za działania zupełnie nie związane z obowiązkami służbowymi tych pracowników – komentował poseł PO Andrzej Biernat.
Bronił tym samym decyzji podjętej przez prezydent Hannę Gronkiewicz-Waltz.
- Myśli Pan, że ci urzędnicy to ile zarabiają? Dziesiątki tysięcy złotych. Zarabiają po 2 tysiące złotych. Dla nich ta nagroda też jest jakimś ukoronowaniem tej ciężkiej pracy, którą udowadniali Pani prezydent, że są w ratuszu potrzebni – ocenił poseł.
PiS: "Prezydent nie dotrzymała słowa"
Krytycznie o nagrodach wypowiada się opozycja w Radzie Warszawy.
- Pani prezydent oszukała mieszkańców twierdząc, że nie będzie wypłacała nagród z powodu kryzysu finansowego, który dotarł do Warszawy. Kilka dni po referendum dowiadujemy się, że były to kłamstwa. Pani prezydent nie dotrzymała danego słowa. Dzisiaj wiemy, że była to kwota ponad 800 tys. zł, co oznacza, że środki, których brakuje dla najuboższych i na inwestycje, trafiają do kieszeni najlepiej współpracujących z prezydent urzędników – stwierdził Jarosław Krajewski, radny PiS.
Jarosław Krajewski (PiS) o premiach
bf//ec