Ustawa o nowym ustroju stolicy ma z Warszawy zrobić wielką metropolię – większą od Moskwy, Londynu czy Paryża. Do dotychczasowych 18 dzielnic politycy Prawa i Sprawiedliwości chcieli dołączyć 32 okoliczne gminy.
Projekt trafił do Sejmu 30 stycznia, a opinia o jego zgodności z unijnym prawem była gotowa już dwa dni później.
Podpisani in blanco
Pod projektem podpisało się 28 posłów, których reprezentował Jacek Sasin. Sam polityk – choć mieszka w podwarszawskich Ząbkach – podpisu pod ustawą nie złożył.
Podobnie jak inni posłowie z Warszawy, poza jednym wyjątkiem – Ewą Tomaszewską. Kobieta pod dokumentem parafkę wprawdzie postawiła, ale – jak sama przyznała w rozmowie z reporterem TVN24 – znała tylko jego "pewne zasadnicze rozwiązania".
Ci którzy ustawę podpisali w większości nawet nie mieli projektu w rękach. – Nie widziałem go, ale to nie jest istotne – powiedział wprost poseł z Zielonej Góry Jerzy Materna.
Inni podobnie - podpisują "w ciemno", bo jak przekonują, mają pełne zaufanie do klubu.
Kto stworzył projekt?
Nie wiadomo jednak, kto stworzył tajemniczy projekt. Nie przyznają się do niego ani ci, którzy złożyli swój podpis, ani posłowie z Warszawy. Choć to im sprawa powinna być teoretycznie najbliższa.
- To jest projekt klubu Prawa i Sprawiedliwości. To zamyka sprawę – ucina temat poseł Sasin.
Nie jest tajemnicą, że politycy PiS wolą zgłaszać projekty ustaw jako poselskie. Te w przeciwieństwie do projektów rządowych – nie wymagają szerszych konsultacji. Dzięki temu można je bardzo szybko "przepchnąć" przez Sejm. Tak było na przykład ze słynną ustawą Szyszki umożliwiającą wycinkę drzew na prywatnej posesji bez zezwolenia.
W przypadku poszerzenia granic stolicy szybkie przyjęcie nowego prawa jednak się nie udało. Wszystko przez podejrzenia o prawdziwe intencje zmian przed przyszłorocznymi wyborami samorządowymi.
Prawo i Sprawiedliwość od lat nie jest w stanie wygrać w stolicy. W przeciwieństwie natomiast do miejscowości podwarszawskich. W ostatnich wyborach parlamentarnych w 2015 roku PiS wygrał w niemal wszystkich gminach, które teraz próbuje dołączyć do Warszawy. Wyłamało się jedynie Legionowo i Podkowa Leśna. – Nie ma co udawać. Chodzi o to, żeby zwiększyć szanse kandydata PiS na to, by został prezydentem Warszawy – oceniła Hanna Gronkiewicz-Waltz.
Według PiS takie argumenty są bezzasadne, a politycy opozycji z Hanną Gronkiewicz-Waltz "wszczęli jazgot".
Lokalne władze są na nie
Najmniej spodziewany atak przyszedł jednak ze strony samorządowców podwarszawskich gmin. Byli oburzeni, że PiS "próbuje ich uszczęśliwiać na siłę" i nie pyta o zdanie. Nie zgodzili się też z zapewnieniami rządzących, że projekt nie narusza samodzielności żadnej gminy i nie centralizuje ustroju. – Jest wręcz odwrotnie. Wołomin będzie musiał się rozliczać względem Warszawy z pewnych działań – przekonuje burmistrz Wołomina, Robert Makowski.
Wspólnym zadaniem całej metropolii (a więc Warszawy i okolicznych gmin łącznie) będzie chociażby ustalanie budżetu. A co za tym idzie, o tym ile pieniędzy trafi do Ząbek czy Raszyna – zadecydują radni w Warszawie.
Kto za to zapłaci?
PiS niezmiennie przekonuje, że zmiany są potrzebne. Główny argument to wspólny metropolitalny transport publiczny, który według rządzących pozostawia wiele do życzenia. Samorządowcy podkreślają jednak, że takie uzasadnienie jest chybione. I przypominają, że nad komunikacją pracują wspólnie w ramach porozumień zawieranych między poszczególnymi gminami.
Stawiają też pytanie – kto za to zapłaci? – Warszawa za komunikację na jednego mieszkańca wydaje 1600 zł. Jeśli mamy to przełożyć na Wołomin, musielibyśmy do naszego budżetu dołożyć ponad 1500 zł na jednego mieszkańca – stwierdza burmistrz Makowski i dodaje wprost: nas na to nie stać.
To niejedyne pytanie, które dotyczy finansowania całego pomysłu. Wielka metropolia wymaga wielkich pieniędzy. Skąd je wziąć? Na razie nie wiadomo. Prawo i Sprawiedliwość w nowym projekcie wątek finansowy… pominęło. Ma się pojawić w przyszłych, uzupełniających ustawach. Kiedy? Nie wiadomo.
Witold Tabaka / kw /mś