Do zdarzenia doszło w środę około godziny 18.30 w jednym z Warszawskich bloków. Jak relacjonuje poszkodowana kobieta zaniepokojona szmerami dochodzącymi z klatki schodowej wyjrzała przez wizjer i zauważyła, że policjanci stoją za jej drzwiami, więc odruchowo je otworzyła.
Antyterroryści wbiegli do mieszkania. Jak twierdzi, przycisnęli ją drzwiami, potem rzucili na podłogę wykrzykując kolejne komendy. Przerażona kobieta leżąc w samej bieliźnie na podłodze poprosiła policjantów o możliwość ubrania się. W odpowiedzi miała usłyszeć, że może co najwyżej zdjąć firankę i nią się okryć.
Oficer się pomylił
Gdy antyterroryści skończyli przeszukanie mieszkania jeden z nich przeprosił, "a następnie dodał że ma nadzieję, że gdy będzie relacjonowała mężowi, co się stało, nie będzie już tak rozentuzjazmowana" - mówi nam poszkodowana.
Jak wynika z relacji informatora Kontaktu 24 funkcjonariusze po przeszukaniu skontaktowali się ze swoim przełożonym. Wtedy to okazało się, że oficer operacyjny pomylił mieszkania.
Policja dementuje
Według policji zdarzenie miało zupełnie inny przebieg. "Wobec tej kobiety nie użyto środków przymusu bezpośredniego. Nie została zastosowana siła fizyczna. Polecenia były jednoznaczne, została poproszona o dostosowanie się do próśb policjantów" - powiedział TVN 24 Mariusz Mrozek z Komendy Stołecznej Policji. Jednocześnie policjanci przyznają, że ich zachowanie mogło być szokujące, ale jak tłumaczą musieli działać błyskawicznie.
Szukali sprawców strzelaniny
Policjanci wtargnęli do mieszkania w poszukiwaniu uzbrojonych sprawców środowej strzelaniny na warszawskiej Pradze w której ranna została jedna osoba. Do zdarzenia doszło ok. godz. 15.00 w rejonie al. Solidarności oraz ulicy Jagiellońskiej. Wtedy do policyjnego patrolu podbiegł mężczyzna z informacją, że w okolicy było słychać odgłosy przypominające wystrzały z broni palnej. Funkcjonariusze we wskazanym miejscu znaleźli rannego w rękę i okolice brzucha mężczyznę.
am/jaś