Pocztowcy bronią miejsc pracy i klientów

fot. TVN Warszawa
fot
Źródło: | Polska Agencja Prasowa
- W agencjach pocztowych ważniejszy jest ktoś z kuponem totolotka, niż z listem. To się nie sprawdzi - przekonują związki zawodowe pocztowców i zapowiadają pikietę w obronie likwidowanych placówek.

Manifestacja pocztowców wyruszy w środę, o 12:30 spod hali Torwar. Myśliwiecką, Piękną i A. Ujazdowskimi przejdzie pod kancelarię premiera. Co najmniej do godziny 14:30 w tym rejonie należy spodziewać się utrudnień. Autobusy będą kursować objazdami.

Zmienią się na pewno trasy autobusów kończących trasy na pętli przy Torwarze (155, 171), kursujących przez Myśliwiecką i Piękną (107, 159), oraz Traktem Królewskim (E-2, 116, 166, 195, 503, 151, 180, 222).

Agenci zastąpią okienkowych

Protest wiąże się planami Poczty Polskiej, która w ciągu kilku lat chce zlikwidować ponad 3 tysiące oddziałów. W samej Warszawie - 63 do końca tego roku.

- To przełoży się na zwolnienia. Pracę straci około 5 tysięcy ludzi, przede wszystkim pracownicy "okienkowi" - ocenia Halina Sobczyńska z Ogólnopolskiego Związku Zawodowego Forum Pocztowe. Jej zdaniem, to musi przełożyć się na jakość obsługi. - Już teraz brakuje ludzi, okienka są zamknięte, a klienci narzekają na kolejki - zauważa.

ZOBACZ LISTĘ PLACÓWEK DO LIKWIDACJI

Nowy prezes obiecuje

Dwa tygodnie temu w firmie pojawił się nowy prezes. Zapowiedział, że jeszcze raz przeanalizuje decyzje poprzedników i dopiero wtedy podejmie ostateczną decyzję w sprawie likwidacji placówek.

- Nas to nie zadowala, bo oficjalnie wciąż obowiązuje decyzja zarządu. Nikt jej nie zmienił - stwierdziła Sobczyńska.

Pocztowcy boją się, że wbrew zapowiedziom, firma nie zagwarantuje im pracy w sortowniach, czy centrach spedycyjnych, bo te także mają być zamykane.

- Szkoda, że dyrekcja nie zacznie oszczędności od siebie. Pamiętam, gdy pracowało w niej 60 osób. Teraz jest ich 1200. Tyle, że trzeba było dla nich wynająć dodatkowy budynek od SGGW - zauważył pan Janusz, który dodzwonił się do programu "Miejski Reporter".

"Poczta musi się zmienić"

Firma chciała, by zamykane oddziały zastąpiły tak zwane agencje. Podstawową pocztową działalność przejąć miałyby małe sklepy, markety czy stacje benzynowe. Na razie otwarto jedną - w kolektorze totolotka przy Okopowej. Efekt? - Klienci "pocztowi" są obsługiwani wolniej, niż ci, którzy przychodzą zagrać - przekonuje Sobczyńska. - W dodatku są problemy z pozyskaniem agentów - dodaje.

Oburzeniem na pomysł likwidowania poczt zareagowali też niedawno czytelnicy tvnwarszawa.pl - przekonywali, że kolejki będą jeszcze większe, a obsługa jeszcze bardziej przemęczona i niedokładna.

Ale zmiany są nieuniknione. Za dwa lata poczta straci preferencyjne warunki świadczenia usług. Będzie musiała konkurować z innymi firmami. Do tego czasu musi unowocześnić swoją ofertę. - Zmiany powinny być ewolucyjne, nie rewolucyjne, ale są nieuniknione. Tym bardziej, że te podstawowe usługi pocztowe schodzą z rynku. Polacy w ogóle piszą mniej listów, niż inni Europejczycy, a przecież wszyscy przechodzą na usługi elektroniczne - zauważa Mirosław Fereniec z Instytutu Łączności.

Jego zdaniem, ważniejsza część rynku, to paczki. - Coraz więcej zakupów robimy w internecie, ale ktoś musi nam je dostarczyć. Tymczasem poczta oddała bez walki tę część rynku firmom kurierskim - zauważa.

Zwraca też uwagę, że oferta poczty jest niedostosowana do realiów. - Listonosze przynoszą paczki przed południem, gdy ludzie są w racy. Może powinni pracować później, za to pukać do drzwi po godzinie 18? A klient powinien mieć możliwość śledzenia, gdzie jest jego paczka i kiedy ma ją odebrać - podaje przykłady Fereniec.

roody

Czytaj także: