Pierwszy na świecie grodzony hotel, czyli absurd reprywatyzacyjny

Odgrodzona działka przy hotelu
Źródło: Mateusz Szmelter, tvnwarszawa.pl

Warszawa słynie z największej liczby grodzonych osiedli wśród europejskich miast. Teraz poszliśmy o krok dalej - mamy pierwszy grodzony hotel. To kolejny zaskakujący efekt perypetii z dekretem Bieruta i reprywatyzacją.

- Dobrze, że zatrzymałem się w innym hotelu - śmieje się turysta z Anglii, robiąc selfie z pałacem Kultury w tle. I wskazuje placem na płot, którym kilka tygodni temu ktoś pieczołowicie wygrodził kawałek parkingu przed wejściem do hotelu przy skrzyżowaniu Al. Jerozolimskich z Marszałkowską. Absurd w samym centrum miasta dziwi nie tylko turystów - warszawiacy też pukają się w czoło.

Słowo - klucz: reprywatyzacja

Hotel nie został kompletnie odcięty od świata. Między ogrodzeniem a ścianą jest wąski przesmyk. Goście przeciskają się nim z walizkami, a ci, którzy czekają np. na taksówkę, stoją w nim ściśnięci. Przed sam hotel żaden samochód nie podjedzie, bo teren jest ogrodzony.

Na płocie żadnego wyjaśnienia; tylko tabliczka "Teren prywatny. Wstęp wzbroniony". Wokół kręci się zmarznięty ochroniarz, który podpowiada zagubionym turystom, jak dostać się do Metropolu. - Spadkobierca odzyskał - rzuca, gdy pytamy, o co chodzi z płotem. I dodaje: - Musimy sobie radzić, dopóki właściciele się nie dogadają.

Bo przedziwna sytuacja na parkingu to nic innego, jak kolejny absurd z warszawską reprywatyzacją w tle. - Działkę odzyskał pan Aleksander Grabiński - informuje Krystyna Beninger, przedstawicielka Metropolu.

Grabiński to postać od lat związana z reprywatyzacją. Od prawników i handlarzy roszczeń odróżniało go jednak to, że naprawdę walczył o odzyskanie czegoś, co kiedyś należało do jego przodków. Był też prezesem zrzeszającego spadkobierców stowarzyszenia "Dekretowiec". Był, bo niedawno zmarł. Płot postawili jego spadkobiercy.

Działka przy hotelu

Kolegium uchyla służebność

O zwrot kawałka parkingu Grabieński walczył od... 1993 roku. W końcu wygrał. - Działka została zwrócona 27 kwietnia 2010 roku - potwierdza Agnieszka Kłąb z biura prasowego ratusza. I od razu zastrzega, że miasto próbowało zapobiec sytuacji, która skończyła się płotem przed wejściem. - W decyzji był zapis o służebności drogi, ale Samorządowe Kolegium Odwoławcze go uchyliło - informuje.

O kulisach zwrotu działki w 2015 roku Grabiński mówił w rozmowie z "Gazetą Stołeczną":

"Mimo trwania sprawy dekretowej, miasto sprzedało udziały w firmie Hotele Syrena (do której należał Metropol). Niedawno odzyskałem formalnie fragment parkingu przed hotelem. A właściwie to wymusiłem zwrot na ratuszu. Latami nie chciano oddać parkingu. Za prezydentury Lecha Kaczyńskiego urzędnik twierdził w decyzji odmownej, że moja działka nie istnieje."

Opowiadał również, jak sąd stwierdził, że urząd prowadzi postępowanie w sposób nieefektywny i rażąco przewlekły, bo "opieszałe, niesprawne i nieskuteczne postępowanie trwa prawie 20 lat.

W jego opinii urząd miał zlekceważyć kilkanaście wyroków sądów administracyjnych i cztery wyroki trybunału w Strasburgu. "Rząd RP wypłacił w tej sprawie łącznie ponad 260 tys. zł kary. Urząd działa sprzecznie z przepisami prawa" – mówił Grabieński.

Nie dogadali się

Przedstawiciele hotelu o płocie rozmawiać nie chcą. Słyszymy tylko, że odkąd się pojawił, gościom potrzebne jest dodatkowe wsparcie pracowników. Co dalej? - Rozmowy ze spadkobiercami trwały kilka lat. Nie chcemy tego komentować, nie będziemy prowadzić dialogu przez media – ucina przedstawiciel Metropolu Krzysztof Sadurski.

Z rodziną Grabińskich nie udało nam się skontaktować.

Klaudia Ziółkowska

Czytaj także: